Dwubiegunowość rowerowa

Jak wspomniałem w ostatnim wpisie, Duńczycy mają troszkę inne podejście do samochodów – ale też podobnie jest w wypadku rowerów. Może nie wyznaczają statusu, ale na pewno można wyodrębnić dwie osobne grupy ich posiadaczy. Pierwsza to ludzie, którzy potrzebują pojazdu by się przemieszczać, druga skupia ludzi, którzy traktują rower jak cześć ich siebie.

Pierwsza grupa stanowi zdecydowaną większość i bardzo łatwo jest ich zauważyć. Poruszają się na pojazdach, które nie wyglądają za dobrze. Tu rdza, tam krzywy błotnik – nie mówiąc już o plastikowych czy też drewnianych skrzynkach spędzających swoją emeryturę jako rowerowy bagażnik. Takie lekkie podejście ma swoje bardzo dobre uzasadnienie, otóż jest tutaj bardzo ciężko o jakieś w miarę porządne miejsce do parkowania pojazdu. Owszem, ogromna większość budynków ma swoje pomieszczenia czy piwnice rowerowe – ale ilość rowerów jest tak wielka, że nocują one pod chmurką. Nie mówiąc już o tym, że zarówno przy stacjach, jak i miejscach pracy ich właścicieli ciężko o jakiś porządny zadaszony stojak. A jak wiadomo, pogoda tutaj, deszczowa i zimna, raczej nie służy trwałości. Więc – jak działa to fajnie, ale jak się poważnie popsuje – to ulice są pełne porzuconych jednośladów.

Druga grupa, nie wiedzieć czemu składająca się w znaczącej części z mężczyzn w średnim wieku, bardzo poważnie podchodzi do tematu rowerowego. I cudeńka są z włókien węglowych, strój rowerowy jest dopasowany do koloru siodełka, a buty kosztują pewnie tyle, ile wynosi polska średnia krajowa. W pracy dość częstym widokiem jest taki hi-tech rower w biurze. Bo przecież mogą go ukraść ze stojaka. A i pewnie czułby się tam rower lekko samotnie przez cały dzień. Nie muszę chyba dodawać, że przeważnie do pracy właściciele tych dwukołowych rumaków mają nie więcej niż kilka-kilkanaście kilometrów…

Ale i tak dla mnie najciekawsza jest grupa rozproszona w obu powyższych, ta posiadająca rowery „specjalne”. Zarówno te bagażowe, jak i z przyczepkami dla dzieci, i wiele innych. Ostatnio bardzo mi się spodobał rower, który napędzało się stojąc na czymś w rodzaju steppera. Niby poroniony pomysł, ale ponoć bardzo wygodne to jest i na dodatek bardzo zwinne w ruchu miejskim…