Krótka refleksja imprezowa

Ostatnio miałem okazję kilka razy w krótkim okresie czasu spędzić weekendowe wieczory (i duże części nocy) na mieście, spotykając się ze znajomymi i ciesząc się chwilowym zmniejszeniem ilości obowiązków. Taka cisza przed burzą, bowiem wielkimi krokami zbliża się do mnie tutejszy egzamin państwowy z języka. Ale nie uprzedzajmy faktów…

Póki co mogę sobie pozwolić na odrobinę beztroski. Kosztowną, jak to alkohol w Danii, ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Podczas tych wieczorów, rzuciły mi się w oczy, pewne braki w ofercie miejsc, jakie można odwiedzić. Aktualnie mamy taki sezon jaki mamy, i nie za bardzo można sobie pozwolić na siedzenie na dworze, więc siłą rzeczy wszyscy starają się spotykać w knajpach. Chyba jedną z popularniejszych okolic służących do tego jest Vesterbro. Dzielnica kiedyś ciesząca się złą sławą, ale teraz dość mocno zrewitalizowana i będąca już zbyt drogą by w niej mieszkać, ale wciąż wciągająca pod względem imprezowym.

Jako że ostatnio mam okazję spotykać się z osobami, które nie do końca ochotę wracać do domu we późnych godzinach wieczornych, a raczej we wczesnych porannych, to i mam okazję doświadczyć, to wszystko, co może zaoferować ta dzielnica. Poza wciąż tu obecnymi paniami lekkich obyczajów oraz ofertą lokalnych dilerów. I okazuje się, że od mniej więcej godziny 2-giej w nocy, oferta tejże dzielnicy ogranicza się dość drastycznie.

Jest kilka wypasionych klubów nocnych, jest całkiem sporo drogich i mocno snobistycznych koktajl barów oraz jest pewna ilość spelun z kiepskim piwem. Ale takich naprawdę rasowych spelun. Bezpiecznych, ale trącących mocno latami 70-tymi (albo moim wyobrażeniem ich), z ofertą składającą się z niepijalnych Tuborgów i innych Carlsberów. Nie ma niczego pośrodku. A że dużą część bawiących się o tej porze ludzi stanowi młodzież, to okupują oni te speluny – bo można palić w większości miejsc i jest alkohol.

Dla kogoś, dla kogo upicie się nie jest celem wyjścia i kto nie ma ochoty na picie średnio smakujących (mojej skromnej osobie), aczkolwiek zabójczo wyglądających, koktajli za 130-150 koron w otoczeniu bardzo wysmakowanych wnętrz i muzyki – nie ma za bardzo oferty. Ok, wychodzi się bardziej dla towarzystwa niż dla przeróżnych miejsc, ale niemniej szkoda, że trzeba iść na kompromis, jeśli chodzi o to, co ma towarzyszyć rozmowom. Ale może sytuacja odmieni się, gdy w przyszłym roku skończy się budowa linii obwodowej metra, i zapewne inne miejsca, równie atrakcyjne imprezowo a nie tak dostępne komunikacyjnie – będą mogły być odwiedzane łatwiej i szybciej. Bo nie każdemu chce się tłuc autobusem czy na piechotę do ciekawszych części Norrebro…