Niska kultura bankowości 2

Jak wspomniałem w poprzednim wpisie, zamarzyło mi się posiadanie nowej karty płatniczej. Jakoś udało się ją zdobyć i po uważnym (bo po duńsku był napisany) listu przewodniego dołączonego do niej postanowiłem przejść się do sklepu, bym móc z niej skorzystać. W końcu w liście napisali, że PIN do tej karty jest taki sam jak do mojej dotychczasowej karty. Nie był. A moja dotychczasowa karta została zablokowana. Na szczęście miałem jeszcze kartę z polskiego banku, więc udało się zapłacić – ale zaskoczony niewątpliwie byłem.

Na moje pytanie, po kilku dniach, otrzymałem odpowiedź z banku, że skoro mam nową kartę, to zablokowano mi starą. Ok, można to jakoś zrozumieć. Ale, już na pytanie o PIN, odpowiedź była ciekawsza. Otóż, ta informacja (że stary PIN jest ważny) dotyczy tylko przedłużanych kart, a nie takiej sytuacji jak moja. Aczkolwiek nikt o tym nie wspominał. Co gorsze, wysyłką przesyłki z PINem zajmuje się inny oddział banku, więc i nie wiadomo ile to potrwa (znaczy się – do 10 dni roboczych).

I oczywiście, zgodnie z prawami natury, trwało to więcej niż 10 dni roboczych. Ale w końcu udało się ten numer uzyskać, aktywować kartę w bankomacie, bo nie chciałem ryzykować kolejnej wizyty w sklepie. Ale co straciłem na przewalutowaniach używając przez ten czas karty z polskiego banku – bo jeść człowiek jednak musi trochę, to moje. I nikt nie będzie się tym tutaj przejmował…

Przyznam się, że poważnie zastanawiałem się, czy nie czas byłby zmienić bank po takich doświadczeniach, ale z tego co słyszę od innych, wcale nie ma pewności, że gdzieś indziej będzie lepiej. Po prostu tak to już tutaj z bankami bywa, że niczym w mBanku – do póki nic się nie chce od banku, to super. Ale jak się już wpadnie w szpony maszyny bankowej, to ciężko się nie poobijać…

Aczkolwiek to jeszcze nie koniec bankowych historii…