Obserwacje komunikacyjne

Ostatnio miewam okazję jeździć dużo więcej komunikacją miejską niż zwykle i nałożyło się to jednocześnie na gorący wakacyjny okres. Gorący pod względem remontów a nie pogody oczywiście. Kręgosłupem komunikacji w Kopenhadze jest sieć pociągów S-tog. Coś w rodzaju naszej SKM-ki, ale bardziej rozbudowana i docierająca do większej ilości miejsca. W te wakacje dość mocno i często wprowadzane były zmiany w kursowaniu, bo do remontu poszedł główny odcinek przecinający centrum Kopenhagi.

Przyznam się szczerze, że raczej nie staram się czytać plakatów umieszczanych na stacjach, bo przeważnie albo jestem zbyt zmęczony na przedzieranie się przez język duński – albo jeszcze zbyt na to zaspany. I pewnego piątku, będąc bardzo zmęczonym po imprezie integracyjnej w pracy, która na dodatek się przedłużyła, zaskoczyłem się mocno widząc, że nie jeżdżą żadne pociągi w moim kierunku. Po długim procesie myślowym upewniłem się, że jestem na właściwym dworcu i peronie, o tej godzinie powinny pociągi jeszcze jeździć, więc problem nie jest we mnie. Po jeszcze dłuższym procesie myślowym znalazłem odpowiedni plakat i odkryłem, że od 22.00 tego dnia, powinienem poszukać zastępczego autobusu.

No ale, skoro chciałem jechać pociągiem, to przypomniało mi się, że jest alternatywna trasa – dłuższa i z przesiadką, ale jest. Więc wsiadłem w alternatywny pociąg. Troszkę się zdziwiłem w pewnym momencie, jak pociąg stanął na jakieś 10 min, pan kolejarz przeszedł się po składzie nic nie mówiąc i zaczęliśmy się cofać. W końcu jak wróciliśmy na poprzednią stację, coś zostało ogłoszone przez głośniki. Ale co? Byłem zbyt zmęczony, żeby próbować rozumieć o co chodzi – ruszyłem tylko za ludźmi wysiadającymi… Na szczęście następny pociąg jechał już bez przeszkód.

Od tego czasu staram się śledzić na bieżąco zmiany remontowe – W stanie wskazującym dużo ciężej się analizuje sytuację. I teraz nie dziwi mnie zbytnio jak w poniedziałek pociągi jadą w jeden sposób, we wtorek w drugi, a w środę w trzeci. A moi duńscy koledzy w pracy bywają na te zmiany bardzo zrzędliwi…

Ale do napisania tego wpisu zainspirowała mnie dzisiejsza podróż. Najpierw jechałem autobusem pospiesznym, w pewnym momencie pani kierująca coś powiedziała przez mikrofon. Pół autobusu wysiadło na następnym przystanku. Jak się później okazało, ta mówiąca po duńsku połowa… W pewnym momencie skręciliśmy z głównej ulicy i zaczęliśmy jechać przez jakieś dziwne peryferia. Wśród moich współpasażerów nastąpiła pewna nerwowość. Po chwili wjechaliśmy na zajezdnię. Pani kierująca coś powiedziała do nas – ja zrozumiałem tylko że będzie jakaś zmiana – i okazało się że zmieniamy autobus. Ok, dziwne doświadczenie, ale chwilę potem wróciliśmy na trasę.

Ale na przystanku, na którym miałem się przesiadać, było równie ciekawie. Czekałem na autobus, który jeździ raz na godzinę i miał mnie dowieść do domu. Minęło 10 minut od godziny odjazdu, gdy podjechał jakiś autobus. Numer nie jeżdżący tą trasą, Przystanek końcowy znajdujący się daleko i w zupełnie inną stronę… Ale że jedzie w kierunku stacji kolejowej na której mogę złapać pociąg w kierunku domu, to wsiadłem. Pan kierowca był bardzo uśmiechnięty i zdziwiony jak wszyscy (poza mną) pytają się go dokąd jedzie i nie wsiadają. Na szczęście jechał przez stację kolejową – więc wróciłem do domu bez dalszych przygód, tylko później…