Troszkę o szczęśliwości

Są święta, to i wpis będzie troszkę bardziej natury filozoficznej niż zwykle. Od jakiegoś czasu bardzo modne jest rozmawianie o najszczęśliwszym społeczeństwie – no prawie, bo ostatnio troszkę się Norwegia wybija – i przyczynach, dlaczego jest tak fajnie tutaj. Najbardziej przyziemna odpowiedź jest taka, że ten piękny kraj jest jednym z największych rynków zbytu dla środków antydepresyjnych. Co jest zrozumiałe, biorąc pod uwagę to, że większość ludzi jest wrażliwa na światło, a tutaj przez pół roku jest go bardzo mało. A i wystrój wnętrz raczej sprzyja punktowemu oświetleniu, a nie ogólnej jasności.

Ale ja nie o łatwych odpowiedziach będę pisał dzisiaj. Bardziej o osobistych obserwacjach. Po pierwsze, naprawdę tutaj zwracają uwagę na work-life bance. W pracy poświęcamy się wszyscy pracy, z minimalną ilością tak częstych w Polsce ploteczek, ale o godzinie 17 pakujemy torbę i do widzenia. Owszem, jakieś nadzwyczajne okoliczności mogą to zmienić, ale naprawdę nadzwyczajne. A tak, jeśli nie zna się jeden Duńczyk z drugim z podstawówki, to wszelkie sprawy mogą poczekać. Służbowe w szczególności. A że większość tutejszych mieszkańców wytworzyła swój krąg znajomych w pierwszych latach edukacji, to raczej nie mają oni związków prywatnych ze współpracownikami.

Dodatkowo, tutejsza kultura wymaga pewnego integrowania się z kolegami w pracy. Częste bary piątkowe, czasem jakiś wyjazd integracyjny. Na większości takich rzeczy wypada „zaliczyć” ale znów – pilnuje się odpowiedniego zbilansowania. A więc, w piątek bar się zaczyna o 16 – i Duńczycy zostają godzinę integrując się. Po czym większość z nich znika. Jeśli chcą być naprawdę otwarci, to zostają całe 2 godziny. Ale potem zdecydowanie jest to już czas dla rodziny czy też znajomych. Dla mnie, po dwóch godzinach raczej dopiero człowiek zaczyna się rozkręcać – ale cóż…

Podobnie jest z wyjazdami integracyjnymi. Jeśli trzeba jechać, to jadą. Jeśli trzeba uczestniczyć w jakiś tam zabawach, to uczestniczą. Ale jeśli jest czas wolny, to siedzą w swoich pokojach hotelowych poświęcając to na łączenie się z rodzinami. Jak silne jest poczucie obowiązku, miałem okazję przekonać się kiedyś, rozmawiając z pewnym Duńczykiem, który po kilku kolejkach bardzo narzekał, że musi poświęcić sobotę na wyjazd, przecież on ma rodzinę i to on powinien decydować, kiedy chce poświęcić swój wolny czas na pracę. Ale na moje pytanie, dlaczego jedzie – powiedział, że przecież wypada jechać…

Zapewne kolejną przyczyną, dla której Duńczycy są szczęśliwsi, jest inne niż nasze podejście do rywalizacji. Ale o tym może innym razem…