Wakacyjnie

Jako że jest środek sezonu wakacyjnego, to ten wpis będzie troszeczkę luźniejszy. Jako że udało mi się w końcu zamknąć kwestię nauki – przynajmniej sformalizowanej – języka duńskiego, więc mogę sobie pozwolić na dłuższy odpoczynek. W tym roku padło na południe Europy. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, jaka towarzyszy nam pogoda.

Od mniej więcej dwóch miesięcy w Danii trwa upalne lato. Tak upalne, że tubylcy się czują mocno nieswojo, a w dodatku pogoda zaczyna lekko wpływać na tutejsze tradycje. W zeszłym miesiącu odbywały się uroczystości związane z najdłuższym dniem w roku, sankthansaften. Tradycyjnie powiązane jest to z paleniem wielkiego ogniska z symboliczną czarownicą na szczycie. W ten sposób czarownice motywowane są do szybkiego wylotu na południe, do Niemiec. Najwyraźniej Duńczycy też mają jakieś uwagi do swoich sąsiadów…

Ale nie o dobrosąsiedzkich stosunkach miało być, tylko o tego rocznym lacie, które jest tak upalne, że codziennie wybucha po kilkanaście pożarów lasów i łąk. I w związku z tym zagrożeniem, zadecydowano, że w prawie całym kraju uroczyste palenie czarownic zostanie w tym roku zakazane. Z jednej strony lokalsi rozumieli powód, dla którego tradycja nie będzie dotrzymana, ale z drugiej strony mocno byli zawiedzeni. W końca tradycja to tradycja, nawet jeśli i tak można się było upić później.

Ale powód dla które piszę ten wpis jest troszkę inny. Otóż dzień w dzień mamy tutaj prawie 30 stopni i naprawdę nie jest łatwo wytrzymać w biurze – bo przecież nie ma klimatyzacji, która przeważnie przydaje się kilka razy w roku (sprawdzić czy mamy upalne lato). A że wybieram się na południe Europy, troszkę obawiałem się, czy przetrwam to przejście z upału do upału. Na szczęście okazało się, że na miejscu będzie przyjemne 25 stopni przez prawie cały okres pobytu (jeśli wierzyć internetowym pogodynkom). Więc może troszkę odsapnę od tej temperatury – a po powrocie będzie „normalniej”?