Zwykła praca

Miałem ostatnio okazję być na firmowym wydarzeniu, które odbywa się co roku jesienią. Takie rozpoczęcie sezonu po wakacjach. Pewne rzeczy były te same – czyli narracja o tym jak jest fajnie, i że dlatego należy pracować jeszcze ciężej, by było jeszcze lepiej. Standardowy marketingowy przekaz, którego nikt nie słucha, ale byłoby troszkę smutno bez.

Ale też w tym roku po raz pierwszy dało się przekonać, że mała firma w której zaczynałem pracować, zmienia się powoli w korporację. Nie chciałbym tutaj oceniać tej zmiany, tylko pośmiać się troszkę z tego, jak to się odbywa. Zaczęło się od ankiety, która miała pokazać poziom zadowolenia pracowników i obszary, w których potrzebna jest poprawa. Wypełnialiśmy takową (ponoć anonimowo) ładnych kilka miesięcy temu, i już powoli zaczynałem się zastanawiać, czy wyniki są tak złe, że postanowiono zapomnieć, że w ogóle coś takiego jak ankieta się odbywał – ale nie. Był cały godzinny panel na ten temat, wraz z pracą w podgrupach – jak usprawnić te rejony, które firma uważa za ważne do usprawnienia.

W tym miejscu mała dygresja, cieszę się, że na studiach miałem zajęcia ze statystyki, bowiem dzięki temu jestem w stanie zauważyć, kiedy wyniki pokazuje się w taki sposób, by bardzo subtelnie podkreślić to, na co chce się zwrócić uwagę, jednocześnie ujawniając minimalną ilość danych. I tutaj widać było, że wyniki podane są tak, by ładnie (wróć, średnio-dobrze) to wyglądało, ale tak na dobry sposób, nikt nie wiedział jakie są wyniki w twardych liczbach.

Tak więc dowiedzieliśmy się, że pracownicy średnio są dumni z zatrudnienia w firmie (w porównaniu z innymi duńskimi firmami). No cóż, Amway to nie jest, więc nic dziwnego. Szczególnie że firma nic nie robi, by się ludzie tak poczuli. Ale to szczegół. Natomiast warsztaty były poświęcone tematowi: „Jak sprawić by zmienić podejście z >to tylko praca< na >jestem dumny, że tu pracuję i czuję się właścicielem tego co tutaj stworzyłem<”.

I tutaj zaczęło pachnieć troszkę korporacją, bo ambicją chyba wszystkich korporacyjnych działów HR jest udowodnienie sensu swojego istnienia poprzez stworzenie plemienia pracowników, dla których praca w danej firmie jest świętością. Jednocześnie sporo korporacji usilnie próbuje przekonać swoich pracowników, że bez niej są nikim – więc zmiany, w firmie która mnie zatrudnia zapowiadają się ciekawie.

Niemniej warsztaty sprzed paru dni były ciekawym wyzwaniem umysłowym, bowiem dla mnie praca to tylko praca, dumą i satysfakcją raczej nie zapłacę za chleb – ale też tak głupio powiedzieć wprost, że człowiek (a pewnie znakomita większość współpracowników również) pracuje dla pieniędzy, a przyjemność czerpie z innych rzeczy. I wtedy przydaje się czytanie różnych bzdur w internetach. „Embrace the team”, „Share the responsibility”, tego typu mowa-trawa.

Tym sposobem dział HR będzie mógł pokazać swoją obecność, produkując analizy, sugestie, plany rozwoju, ja miałem rozrywkę umysłową – tylko troszkę żal, że z fajnej małej firmy robi się korporacja, w której chyba jednak trzeba będzie poświęcać dużo czasu na walkę z korpo-bzdurami…