Brzydka prawda (The Ugly Truth), USA 2009

Film wyglądał początkowo na komedię romantyczną, którą udało się przeprowadzić udanie przez liczne mielizny tego gatunku – ale tylko wyglądał. Bo główny bohater, grany przez Gerarda Butlera wydaje się człowiekiem który nie ma prawa znaleźć się w filmie dla którego głównym targetem jest kobieca część widowni. Jest on pewny siebie aż do bólu, mówi o facetach rzeczy które może i są bliskie prawdy – ale żadna z pań nie chce słyszeć. No i otwarcie przyznaje się do tego, że dla niego kobiety służą tylko do ogrzewania łóżka. Ale takie wrażenie utrzymuje się tylko przez kilka pierwszych scen. Bo szybko dowiadujemy się, że w rzeczywistości jest to milutki pan, który robi za zastępczą figurę ojcowską dla swojego siostrzeńca – i tak naprawdę nie wierzy w to co mówi. I jak już się o tym dowiadujemy, to wszystkie dzieje się dokładnie tak, jak w szanującej się komedii romantycznej ma się dziać.

Wygląda na to że Katherine Heigl dała się zaszufladkować jako blondynka nie potrafiąca sobie poradzić z życie uczuciowym. Bo jest kolejne powtórzenie postaci znanej z „27 sukienek” czy też „Wpadki”. Ciekawie wypada porównanie z tym ostatnim filmem. Tam miała dość interesujący scenariusz do dyspozycji i była prowadzona przez zdolnego reżysera. I potrafiła być jednym z atutów filmu. Tutaj, gdzie te rzeczy są na mocno średnim poziomie, idzie na dno razem z filmem. Jej bohaterka jest średnio interesująca – a iskrzenia z Butler jakoś nie udaje się zaobserwować. Przynajmniej mnie średnio zainteresowały jej perypetie sercowe. Podobnie mocno średnio ten film wyszedł Gerardowi Butlerowi. Ale on chociaż ma troszkę bogatszy repertuar – i nawet jeśli niezbyt dobrze gra mi się w komediach romantycznych, to może wrócić do kina heroicznego spod znaku „300” czy „Beowulfa”.

Tak więc jest to film tylko i wyłącznie dla wielbicieli tego gatunku. Bo nie ma tutaj za bardzo miejsca na analizowanie zachowań bohaterów czy też zaskakujące zwroty akcji. No i nie dowiemy się niczego naprawdę wartościowego o mężczyznach. Bo ta cała „Brzydka prawda” - a tak się nazywa program prowadzony przez głównego bohatera – jest stekiem informacji znanych od setek, jeśli nie tysięcy lat. Może troszkę przesadzam. Dla pań będących ślepo zakochanych w wyobrażeniu Pana Idealnego, może coś być w tym filmie nowego – ale raczej nie przebije się to do umysłu takich białogłów. A inni doskonale wiedzą, że panowie nie zawsze myślą głową i często zachowują się w sposób mało atrakcyjny. Ale czy dla takich informacji trzeba iść do kina? Nie wystarczy wizyta w pierwszym lepszym pubie?

Moja ocena 5/10