Comic-Con Episode IV A Fan's Hope

Ciekawa obserwacja nasunęła mi się po obejrzeniu tego dokumentu. Mianowicie im mniej jest Morgana Spurlocka w jego dokumentach, tym mniej ciekawe one są. Ciekawe od czego to zależy – i czy tylko jest to moje subiektywne wrażenie, ale już drugi jego film z rzędu mam takie wrażenie. Kilka tygodni temu miałem okazję oglądać jego film na temat współczesnej definicji „męskości”, gdzie pojawiał się tylko w kilku scenach i już w dużo mniejszym stopniu pozwalał sobie na rozwijanie tematu przez swoje perypetie. I to był słabszy film od jego wcześniejszych „Freakonomii” czy też „Najlepiej sprzedanym filmie”.

Tutaj całkowicie twórca koncentruje się na społeczności fanów komiksów, którzy przygotowują się do corocznego ich święta, czyli „Comic-Comu” w San Diego. Największym tego typu wydarzeniu na świecie. Jest kilku bohaterów, których śledzimy przez cały film, a to wszystko jest uzupełnione wypowiedziami osób mniej lub bardziej znanych, wywodzących się z tego środowiska. Czego mi tutaj najbardziej brakuje, to tej lekkości i łatwości opowiadania, jakie dotychczas cechowały filmy Morgana Spurloka. Tutaj jest kilka wątków troszkę wrzuconych na siłę – niezbyt interesujących czy też stanowiących tylko negatyw innej opowieści (np. dwóch facetów próbujących się zaczepić w branży jako rysownicy), ale nic do samego filmu nie wnoszący.

Innym moim zarzutem do tego filmu jest jego lekka hermetyczność. Widać że twórca filmu też pochodzi z tego środowiska i darzy świat komiksu dużym sentymentem, ale nie potrafi opowiedzieć tego w sposób który byłby wciągający dla osób nie mających żadnej styczności z tymi tematami. I czasami tutaj troszkę ten dokument wygląda jak odcinek „z kamerą wśród dziwaków” niż jako próba opowiedzenia o pewnego rodzaju fenomenie kulturowym. Chociaż, może mój zarzut jest tutaj niesłuszny, bowiem może nie da się opowiedzieć o tym dość innym świecie w sposób łatwy i prosty dla osób spoza „branży”.

Dla mnie osobiście najciekawsze było zobaczenie jak wielkim przemysłem jest „Comic-Con” i jak wielu ma on oddanych fanów. Miałem okazję kiedyś odwiedzić takie targi w Skandynawii i było to dość malutkie i robiące amatorskie wrażenie „wydarzenie”. Wtedy zastanawiałem się dlaczego w stanach jest taki szum wokół takich targów. Po obejrzeniu tego filmu już to rozumiem. Zresztą, powinienem wiedzieć, że skoro atrakcją na tych skandynawskich targach był Edward Furlong – to nie umywają się one do oryginału…

Moja ocena: 5/10