Flags of our fathers /Letters from Iwo Jima, USA 2006

Zdecydowałem się zrecenzować oba filmy wspólnie ponieważ, mimo że z dwóch różnych perspektyw, opowiadają o jednym wydarzeniu, czy też ciągu wydarzeń sprowokowanym bitwą o Iwo Jima. Clint Eastwood w wywiadach mówił, że początkowo planował zawrzeć obie perspektywy w jednym filmie, ale wobec ogromu materiału i stopnia zróżnicowania pomiędzy dwoma punktami widzenia nie był w stanie, pomimo prób wspólnego zmontowania, stworzyć spójnego filmu. Last but not least dyptyk Eastwood zaserwowałem sobie jako double feature, więc i recka będzie pakietem (a za to zdanie chyba nie zostałbym Mistrzem Mowy Polskiej...).

Podczas oglądania obu filmów widać, że były kręcone jednocześnie, kilka wydarzeń jest ładnie ze sobą połączonych - jak scena z oddziałem pułkownika Adachi i granatami która jest oglądana z odrębnych perspektyw walczących stron, oglądając ""Sztandar"" znamy rezultat, a po ""Listach"" wiemy jak. Są dwa czy trzy ujęcia które można zobaczyć w obu filmach, Clint Eastwood na szczęśnie nie uległ pokusie oszczędności budżetowych to nie zastosował recyklingu nakręconych materiałów, jeśli jakaś scena jest w drugim filmie, to jest to tylko kilkusekundowy fragment, uzupełniony innymi ujęciami - co powoduje, że ciężko takie powtórzone sceny zauważyć. To są podobieństwa, różnic jest dużo więcej.

""Listy z Iwo Jimy"" są bardziej skoncentrowane na samej bitwie i przygotowaniach do niej. Film ten można nazwać kameralnym, ponieważ duża jego część rozgrywa się w grotach wykutych we wnętrzu góry i podczas nocnych ataków. Widać, że Eastwood dużo lepiej się czuje pracując z kilkoma aktorami w jakimś wnętrzu niż z wielkich batalistycznych ujęciach. Podobnie jak w ""Za wszelką cenę"" potrafi skromnymi środkami stworzyć scenę która jest wstrząsająca (chyba najmocniejsza to wspomniana wcześniej scena z granatami). Film jest bardzo dobrym przykładem filmu wojennego, aczkolwiek twórcy nie ustrzegli się kilku mielizn. Kompletnie niepasujące dla mnie są próby komediowego wykorzystania postaci szeregowca Saigo, w szczególności scen z nocnikiem, które poziomem bardziej pasowałyby do serii ""American pie"". Ciekawostką jest to, że jest to film prawie w całości zagrany po japońsku a amerykańscy marines, poza ostatnimi scenami, są przedstawieni dość podobnie do hitlerowców w radzieckich filmach.

""Sztandar chwały"" wykorzystuje bitwę o Iwo Jima bardziej jako tło dla rozważań o bohaterstwie i cenie jaką ponosi się za zwycięstwo. Większa część filmu odbywa się w Stanach w kilka tygodni po zakończeniu walk na wyspie, gdzie trójka pozostających przy życiu żołnierzy z sławnego zdjęcia jest obwożona po kraju jak zwierzątka w cyrku zwanym ""kupujcie obligacje wojenne"". Eastwood pokazuje jak maszyna propagandowa potrafi złapać, przeżuć i wypluć aktualnie potrzebnych bohaterów, przyglądamy się im jak codziennie muszą się kolejny raz zmierzyć z demonami nieodległej przeszłości i jaki to ma na nich wpływ. Współscenarzystą filmu był syn jednego z żołnierzy i to niestety ma negatywny wpływ. Postać ""Doca"" jest papierowa - taki chodzący ideał, tu ocali pijanego kolegę przed policją, tam sam będąc rannym opatrzy innego - tak doskonały, że aż mdły. ""Sztandar"" przez cały film trzyma solidny poziom, ale nic więcej, w przeciwieństwie do ""Listów"" brakuje jakieś sceny która zapadała by w pamięć. Nawet pokazanie lądowania oddziałów na plaży jakoś się nie wybija, niby jest tu więcej wszystkiego, ale do Normandii z ""Szeregowca Ryana"" sporo brakuje. W ostatnim ""Filmie"" jest wywiad z Clintem Eastwoodem który wspomina, że starał się unikać patosu by nie powstał film propagandowy. Niestety to co udaje mu się przez większość czasu rujnuje ostatni komentarz z offu - jest tak ociekający patosem, że brakuje tylko łopotu gwieździstego sztandaru w tle.

""Listy z Iwo Jimy"" i ""Sztandar chwały"" stanowią dwa odrębne filmy, aczkolwiek wydaje mi się, że zyskują jak ogląda się je razem. Dlatego sugerowałbym osobom które przegapiły któryś z nich w kinie by poczekały aż wyjdą na DVD. A wtedy można sobie urządzić wieczór z bardzo solidnym(i posiadającym świetne sceny) kinem wojennym.

Moja ocena: ""Sztandar chwały"" 7/10 ""Listy z Iwo Jimy"" 8/10