Groby, Polska 2009

Debiutancki krótki metraż Filipa Gańczaka. Zawodowo zajmuje się on pisaniem na tematy dotyczące naszych zachodnich sąsiadów w „Newsweeku”, a teraz zdecydował się zająć swoim hobby. Niestety fakt iż jest to pierwsze poważniejsze zetknięcie się z „prawdziwym” (bo licealnych zabaw z kamerą, które można było na premierze tego filmu zobaczyć, nie liczę) kinem widać – usiłuje on nam przekazać strasznie dużo ze swoich przemyśleń w dość małym czasie, na dodatek używając do tego bardzo wyraźnych i mocno zużytych symboli. W każdej scenie jest coś ważnego i jakiś znak który miałby nas nakłonić do refleksji. Przez to oglądanie filmu jest nużące – szczególnie że wnioski do jakich dochodzi twórca są dość banalne. Że w pewnym wieku już myśli się bardziej o tu i teraz niż o zdobywaniu świata, bo w końcu wszyscy i tak wylądujemy kiedyś na śmietniku historii… Szczególnie że wykorzystuje tego uderzającą wręcz po oczach łopatologiczność. Jak różowe okulary młodych, czy też wrzucanie do kosza wartości jakie kiedyś były ważne dla ludzi – ale teraz zaczynają wolniej lub szybciej odchodzić w przeszłość.

Na spotkaniu z reżyserem podczas premiery można była zauważyć, jak bardzo wiele dla niego znaczył ten filmik i jak bardzo starał się go „dopieścić”. Co nie jest niczym złym, jeśli się nie przesadzi. A tutaj niestety do tego doszło. Taj jak wcześniej wspominałem chciał on za dużo powiedzieć jak na skromne możliwości tego filmu – tak samo było przy rozmowie z widzami. Tak jak przy odpowiedzi na pytanie czy bardzo się różni gotowy film, powstały przecież w większym gronie, od wizji w jego głowie – usłyszeliśmy bodajże 10 minutową wypowiedź w której nie było za bardzo odpowiedzi na pytanie, ale za to była wymieniona prawie cała ekipa realizatorska.

No ale by nie krytykować aż tak skromnej debiutanckiej produkcji musze wspomnieć parę słów na temat plusów. Na pewno od strony technicznej jest to przyzwoicie wykonany „produkt”. Zdjęcia dobrze uwypuklające w kadrze te elementy na które twórca chciał zwrócić wagę, oraz dźwięk który pozwalał na bezproblemowe zrozumienie tego co jest mówione na ekranie. I grający troszkę siebie, a troszkę takiego typowego przedstawiciela swojego pokolenia Filip Łobodziński – też na pewno należy do nielicznych atutów tego filmu.

Moja ocena: 3/10