Kac Vegas (The Hangover), USA 2009

Wieczory kawalerskie mają to do siebie, że czasem troszkę się na nich przesadza z szaleństwami. Ale nie na darmo amerykanie mają powiedzenie „what happens In Vegas – stays In Vegas”. Z czego wszyscy sobie doskonale zdają sprawę, przynajmniej wszyscy faceci. Więc jakoś nie dziwi nas, że ten akurat pobyt w mieście grzechu okaże się jazdą bez trzymanki. Zarówno dla postaci w filmie, jak i dla widzów w kinie. Wcześniejszy dorobek reżysera tego filmu, Todda Philipsa, sugerował jakiego rodzaju będzie to film. Ale jest to krok naprzód w porównaniu do „Road Trip” czy też „Old School”. Oczywiście, porusza się on w podobnych rejonach męskiej przyjaźni i jej zacieśniania wobec niesprzyjających okoliczności – ale robi to z dużo większym wdziękiem. Nie jest to żaden szczyt wyrafinowania i wysublimowanego poczucia humoru, ale nie można odmówić żartom uroku. Nawet sekwencja z napisów końcowych, najbardziej dosadna w filmie, jest również najśmieszniejsza.

Jakiś czas temu miałem okazję pastwić się na innym filmem scenarzystów tej komedii. W „Duchach moich byłych” pokazali jak nie pisać komedii romantycznej i jak popsuć całkiem dobrze się zapowiadające wątki komediowe. A tutaj taka niespodzianka. Film chyba nie ma zbyt dużych mielizn scenariuszowych. Oczywiście jeśli się zaakceptuje pewną konwencję w jakiej jest opowiadany. Bo na upartego troszkę głupot się znajdzie. Tylko nie chodzi o to, by się doczepiać do wszystkiego, a czerpać przyjemność z tego co los – i scenarzyści – rzucą jeszcze pod nogi naszych bohaterów. I jeszcze jeden plus. Nie jest to film hermetyczny płciowo. W przeciwieństwie do takiego „Old School” powinny się również na nim dobrze bawić panie. W końcu nie ma to jak potwierdzenie tych wszystkich podejrzeń jak zachowujemy się gdy jesteśmy nienadzorowani – i co robimy podczas wieczorów kawalerskich…

Bardzo dobrze udało się twórcom filmu wybrać głównych aktorów. Chyba dobrym rozwiązaniem było zaangażowanie aktorów niezbyt jeszcze rozpoznawalnych, ale również nie do końca anonimowych. Przez co do końca nie jesteśmy pewni co się będzie działo dalej i na co będą narażeni nasi bohaterowie. Są oni wsparci przez bardzo interesujący drugi plan z Heather Graham i prześmiesznym Kenem Jeong na czele. A w tle przewija się jeszcze „Bestia” i tygrys. Co powoduje, że oglądanie tego filmu przypomina jazdę na kolejce górskiej – chwilowe spokojniejsze momenty w filmie są tylko po to, byśmy wjechali na jeszcze wyższy poziom rozweselenia…

Moja ocena: 8/10