Królewna Śnieżka (Mirror, Mirror), USA 2012

Zima niezbyt w tym roku dopisała i tylko przez kilka dni pozwoliła się cieszyć swoimi urokami, a i to tylko połowicznie, tylko za sprawą temperatury. Śniegu niestety zabrakło. Wygląda na to, że te niewybaczalne braki postanowili naprawić filmowcy, wypuszczając seryjnie adaptacje baśni braci Grimm, która śnieg, czy też śnieżkę mają w tytule. Na ekranach naszych kin zagoszczą co najmniej 3, a kto wie o ilu jeszcze nie usłyszeliśmy. Póki co pierwszy z tych filmów zagościł na naszych ekranach. Z jak zawsze uroczą – aczkolwiek tym razem w troszkę diaboliczny sposób – Julią Roberts w roli złej królowej.

Po seansie mam chęć porównać ten film do fastfoodu. Wszystko w nim ładnie wygląda, jeśli ktoś jest fanem to mu zasmakuje, ale nie da się ukryć że nie ma to żadnych wartości odżywczych, a i nie naje się tym człowiek na zbyt długo. Wizualnie film jest urzekający. Fantastyczne zimowe krajobrazy i baśniowy zamek na szczycie skały na pewno zadowolą poczucie estetyki większości kinomanów, a pozostali docenią urodę kreacji jakie nosi Zła Królowa. Bądź też nagi tors księcia. Ale niestety, im dalej w las, tym więcej rozbójników.

Widać, że twórcy filmu usiłują podążać śladami, jakie ładnych kilka lat temu wyznaczył „Shrek”, czyli próbują stworzyć z tej bardzo znanej baśni film, który z jednej strony będzie zabawny i interesujący dla dzieci, a z drugiej pozwoli na doskonałą zabawę dla ich rodziców. Troszkę się to nie udaje, bo poza kilkoma wyjątkami (które można obejrzeć w zwiastunie filmu), jest to robione na siłę. A dla dzieci może być zbyt dużo niezrozumiałych elementów by utrzymały zainteresowanie filmem przez cały czas.

Szczególnie ten wysiłek scenarzystów widać we wszystkich dialogach Złej Królowej. Niby jest złośliwa, bezlitosna i sarkastyczna, ale tak naprawdę rzuca bardzo czerstwymi żartami i chyba tylko dzielnie walcząca z niezbyt oryginalną czy ciekawą rolą Julia Roberts – i ze dwie sceny z półnagim Księciem – ratują tą postać przez karykaturą. A szkoda, bo to jedyna krwista postać z tej całej baśni. Reszta uczestników tej komedii romantyczne w baśniowej scenerii jest zbyt jednowymiarowa by na dłużej utrzymać zainteresowanie. Chociaż, może troszkę podwyższę ocenę za zaskakujące pojawienie się znanego aktora w końcówce i dość zabawną scenę ślubu spod napisów końcowych.

Moja ocena: 5/10