Mniejsze zło, Polska 2009

Nierówny, troszkę rozczarowujący film – ale jednocześnie bardzo interesujący do oglądania. Podzieliłbym go na dwie części, dla których granicą jest wybuch stanu wojennego. Troszkę nierówne części. W pierwszej oglądamy historię oportunisty, który ma więcej szczęścia niż rozumu – ale też potrafi odpowiednio reagować na zmiany wiatru historii – że tak górnolotnie powiem. Natomiast w drugiej oglądamy czystej wody dramat człowieka, który zdaje sobie sprawę że swoje wyobrażenie samego siebie jest kompletnie oderwane od rzeczywistości.

Tą pierwszą część ogląda się dość średnio. Ani nie mamy za dobrze wytłumaczone to, dlaczego tak bardzo jest nasz bohater wspierany przez przeróżne kobiety w jego życiu. Bowiem jedynym wytłumaczeniem jest jego lalusiowaty wygląd. A to chyba nie jest dobre wytłumaczenie. No i to szczęście jakie mu się trafia w życiu. Raz ktoś go przymusi do popisania listu protestacyjnego, innym razem przypadkiem jakaś kobieta pomoże mu uniknąć wojska – co doprowadzi do powstania jego pierwszej powieści. Nawet nie jest to wybór tytułowego mniejszego zła, to jest czystej wody przykład na prawdziwość powiedzenia, że głupi ma zawsze szczęście. Ale ta część ma jeden wielki plus. Janusza Gajosa i Annę Romantowską w roli rodziców głównego bohatera. Oni powodują, że ogląda się ten film w napięciu i z ogromną przyjemnością. Szkoda tylko że ich wątek tak nagle się urywa, ale rozumiem, że było to nieuniknione do dalszego rozwoju głównej postaci.

Natomiast druga część już w całokształcie jest przyjemnością do oglądania. Widzimy jak nasz główny bohater, który dla wszystkich – jak i dla siebie, stworzył swój obraz ważnego opozycjonisty. A tutaj nagle okazuje się, że owszem, wie gdzie się spotykają członkowie solidarności – ale już żaden z przedstawicieli władzy nie jest nim zainteresowany. A przecież jest taki ważny... I widzimy jak się miota, jak widzi bezsens swojego postępowania. I jak wreszcie robi coś wbrew sobie, a właściwie swojemu wychowaniu – czyli naraża się. Kawałek naprawdę dobrego kina.

W filmie występuje sporo gwiazd naszego kina – zarówno w epizodach, jak i główniejszych rolach. Przyjemnie się ogląda Daniela Olbrychskiego czy też Krzysztofa Kowalewskiego w drobnych rólkach – ale na uwagę również zasługuje liczna grupa pań, które otaczają naszego bohatera niczym ćmy lampę. Co prawda nie za bardzo można zrozumieć co w nim widzą – ale cóż, kobieca logika nie zawsze bywa zrozumiała dla przeciętnego faceta. Szkoda tylko, że są w tym filmie traktowane dość instrumentalnie. Pojawiają się, pomagają naszemu bohaterowi i znikają. Chyba tylko Magdalena Cielecka ma okazję na „pożegnanie” się. Szkoda.

Moja ocena 7/10