Mroczny rycerz (The Dark Knight), USA 2008

„Why so serious?” cytując Jokera. Chyba wszyscy recenzenci podeszli do tego filmu jakby był on co najmniej ekranizacją „Tryptyku rzymskiego”. A to tylko kawał solidnego kina rozrywkowego – w dodatku tylko solidnego, bez żadnych rewelacji. Cała ta otoczka spowodowana tragiczną śmiercią jednego z aktorów powoduje, że mało kto podchodzi do oglądania tego filmu z czystą głową. Oczywiście nie mówię, że ja tak potrafię – ale mam chociaż taką nadzieję... Miałem okazję zobaczyć ten film na nocnym maratonie w połączeniu z wcześniejszym filmem Nolana „Batman początek”. I może to ponad pięciogodzinne siedzenie w fotelu spowodowało, że aż tak entuzjastycznie do tego filmu nie podchodzę...

„Let’s put a smile on that face”. Jest w tym filmie kilka rzeczy które na pewno poprawią humor każdemu widzowi. Najważniejsza z nich to oczywiście gra aktorska – oprócz nieschodzącej poniżej pewnego poziomu starej gwardii znanej jeszcze z poprzedniej części gwardii pojawiają się nowe twarze. Przez dużą część filmu całą uwagę trzyma na swoich barkach Heath Ledger – i jest kawał naprawdę dobrej roboty, kompletnie innej od tego co pokazał Nicholson. Ale cały film kradnie mu Aaron Eckhart, jako prokurator Dent. Kolejna fantastyczna rola w dorobku tego aktora, po „Czarnej Dalii” i „Dziękujemy za palenie”. Dla samej tej roli warto iść na ten film. A poza tym Nolan serwuje nam wszystko to, do czego hollywódzkie filmy nas przyzwyczaiły. Czyli dobry dzwięk, zdjęcia, solidna muzyka i efekty na poziomie. Ale to chyba troszkę za mało jak na top#1 na imdb.com...

„And I thought my jokes were bad...”. Gdyby to był samodzielny film, czy też tylko byłby porównywany z orgią barw Schumachera, byłby bezkonkurencyjny – ale niestety, po pierwsze jest to sequel całkiem dobrego filmu, a po drugie piekielnie wysoko poprzeczkę postawił Tim Burton. I tu jest problem. Od tych filmów „Mroczny rycerz” jest gorszy. Niewiele bo niewiele – ale zawsze. Głównie przez scenariusz- zaczynając od dziwnych zbiegów okoliczności (qynpmrtb wnqąp cb bchfmpmbalpu hyvpnpu xbajów avr cbwrqmvr cbq ceąq hyvpmxą, glyxb cbmonjvn fvę jfcnepvn mwrżqżnwąp cbq mvrzvę?) poprzez straszną łopatologię w wyjaśnianiu sytuacji przez bohaterów (chyba wszystkie kwestie Alfreda), a kończąc na mocno przydługim i wielokrotnym zakończeniu (dorównujące długością chyba nawet „Powrotowi króla”). Ale mimo wszystko - to jest Batman, jego trzeba obejrzeć...

<p class=”“ocena””> Moja ocena: 7/10</p>