Nabici w ropę (Gashole), USA 2010

Nie przepadam za bardzo za dokumentami które pod płaszczykiem ujawniania „prawdy” próbują przemycić ideologię swoich twórców. Jak pokazał przykład twórczości Michaela Moore’a, tego typu produkcje potrafią docierać do naprawdę szerokiej publiczności, jeśli tylko informacje podane są w przyjemny sposób, a wszelkie dane odpowiednio dobrane, tak by nie zmuszać widza do zastanawiania się czy aby na pewno to co mówią nam twórcy filmu jest spokrewnione z prawdą. W końcu już dawno temu wszelkiej maści propagandyści odkryli, że najlepiej się pokazuje słabości oponentów jeśli wykorzysta się do tego odpowiednio przycięte i wyrwane z kontekstu wypowiedzi strony przeciwnej.

Szkoda tylko, że panowie Scott Roberts i Jeremy Wagener przekonują nas do swoich racji bardzo niechlujnie. To że powtarzają legendy miejskie o superoszczędnych silnikach bez większych dowodów – bo trudno jest uwierzyć w taką rewolucję mając do dyspozycji kilka artykułów prasowych i mocno podrasowany (do trójwymiarowości) rysunek techniczny – to jeszcze mały problem, w końcu co roku w czasie sezonu ogórkowego wszelkiej maści „Teleexpresy” i inne „fakty” raczą nas opowieściami o panu Wiesławie z Oświęcimia czy innego Włocławka, którego rewolucyjny silnik lada chwila wejdzie do masowej produkcji. Ale takie tanie chwyty jak zestawienie cen benzyny z bio-dieslem i na tej podstawie przekonywanie, że ten drugi jest tańszy od zwykłego oleju napędowego, czy też zestawienie wypowiedzi o stałym poziomie zapotrzebowania na ropę w najbliższych latach w USA z informacją że na świecie zapotrzebowanie wzrośnie – i na tej podstawie wyrokowanie o kłamliwości film paliwowych, jest bardzo prymitywnym chwytem. Powodującym, że jakoś nie chce się wierzyć w to co widzimy na ekranie.

Przez znaczącą część tego dokumentu zastanawiałem się właściwie do czego próbują nas przekonać autorzy. Początkowo wygląda na to, że jest to demaskacja chciwości film paliwowych. Potem długo wygląda to, na bardzo popularne wśród amerykańskich filmowców, demaskowanie jaką marionetką był George W. Bush. W końcu między początkiem jego kadencji a końcem cena na stacjach galonu ON wzrosła o 100%. Szczególnie że twórcy nie wspominają iż w ciągu pierwszych 2 lat rządów jego następcy cena wzrosła z 1,69 do 2,99 dolarów za galon (za U.S. Energy Information Administration). Ale koniec końców dokument okazuje się zwykłą reklamą bio-diesla. Tak, reklamą – bowiem ciężko tak jednostronne spojrzenie nazwać dokumentem.

Dlaczego jednostronną? Popatrzmy. Argument pierwszy – jest on tańszy od „konwencjonalnej” ropy. Niby tak, ale jakoś nikt nie wspomina o tym, że głównie dzięki wszelkiego rodzaju dofinansowaniom. Bez nich – jak pokazują to ostatnie podwyżki na naszych stacjach jednak paliwo z dodatkiem biokomponentów jest droższe. Ponoć jest to paliwo ekologiczne – bowiem co to nasze samochody wypuszczą z rur wydechowych, to wchłoną uprawy roślin na biopaliwa. Niby tak, ale jakoś przemilcza się wycinanie lasów pod uprawę – w głównej mierze przeznaczonej właśnie na takie zastosowania. No i w ogóle nie wspomina się o tym, że większa produkcja biopaliwa oznacza wyższe ceny w sklepach spożywczych, bowiem rolnikom bardziej się opłaca sprzedaż (i pobranie dofinansowania) rafineriom a nie producentom spożywczym. Ale przecież taki argument nie pasuje do laurki paliwa pochodzenia roślinnego…

Moja ocena: 3/10