Pokusa (The paperboy), USA 2012

Film jakich wiele bywa w naszych kinach. Ani intryga zbyt wciągająca nie jest, a nie postaci zbyt interesujące – może tylko jedna rola zapada w pamięć. Wydaje mi się, że jedynym pomysłem twórców na wyróżnienie się, było szukanie taniej kontrowersji poprzez kilka mocniejszych scen. Ale też tak troszkę sztampowo te „szokujące” sceny wyszły. Tak więc niezbyt warto się wybrać do kina na seans. Dużo lepszym pomysłem jest poczekanie aż pojawi się ten obraz na płytach DVD. Bo prezentowany na ekranie wszechobecny upał i gorąc powinien troszkę rozgrzać widzów w jesienne czy też zimowe wieczory…

Wspomniałem wcześniej że z tego całego filmu zapada w pamięć właściwie jedna tylko rola, a właściwie to jedna scena z widzenia w więzieniu – gdzie ogrom emocji jakie przemykają przez twarz Johna Cusacka w trakcie „innych czynności seksualnych” jest zgrany w sposób wręcz mistrzowski. Poza tym, reszta obsady aktorskiej gra w tym filmie po najmniejszej linii oporu. Matthew McConaughey łączy charakteryzację ze swoimi typowymi minami, Nicole Kidman szarżuje aż do przesady w roli stereotypowej niekochanej czterdziestki –a Zac Efron po prostu wygląda. Nie da się ukryć że zabójczo, ale chyba nie do końca o to chodziło.

Nie miałem okazji przeczytać książki Petera Dextera, która była pierwowzorem scenariusza więc nie do końca mogę oceniać jakość ekranizacji czy też pomysły scenarzystów. Ale sądząc po tym, że wcześniej tą książką interesowało się całkiem zacne grono filmowców – z Pedro Almodovarem na czele – to jest to pierwszorzędny materiał na rasowy thriller. A tutaj wyszło takie nieciekawe filmidło, które zdecydowanie zniechęciło mnie do poszukania tej książki. W dodatku nie była ona przetłumaczona na język polski, więc tym bardziej nie będzie mi się chciało ściągać jej z krajów anglojęzycznych.

Wspominałem też wcześniej o próbie wyróżnienia się twórców poprzez kontrowersyjność filmu. Z plakatu: „Nicole Kidman jakiej jeszcze nie znacie”, „Zmysłowy thriller w stylu Almodovara”. Cóż, trzeba pamiętać że jest to kontrowersyjność przefiltrowana przez standardy głównonurtowego kina amerykańskiego (nawet jeśli film został wyprodukowany przez tzw. niezależne studio). A po takim filtrowaniu filmy zawsze wyglądają tak samo. Czyli oględnie o seksie – bo przecież ludzie mogą się zgorszyć, dużo krwi i bebechów – bo wiadomo że ludzie tego chcą. I tym sposobem jedyną kontrowersją pozostaje scena z potrzebami fizjologicznymi. A co to za rekomendacja dla filmu nie będącego głupią komedią dla nastolatków?

Moja ocena: 3/10