Siostra twojej siostry (Your sister’s sister), USA 2011

Na pewno ten film mógłby być reklamówka atrakcji przyrodniczych, czy też bardziej krajobrazowych, amerykańskiego stanu Waszyngton. Domek w którym dzieje się ten kameralny obraz jest położony na bardzo urokliwej wyspie i często są wykorzystywane w filmie te piękne okoliczności przyrody by pozwolić uczestnikom dramatu – i zapewne również i widzom – odetchnąć troszkę od kompilacji sercowych i zastanowić się nad tym co widzimy na ekranie. Co jest bardzo miłe ze strony autorki, ponieważ w przeważającej części te sceny „wyciszające” lepiej się ogląda niż te z udziałem ludzi.

Sama główna historia opowiadana jest w nieśpieszny sposób, który niezbyt też próbuje wciągnąć w nią widzów. Niby są tutaj dramaty ludzkie, straty, miłości i zdrady – ale tak na dobrą sprawę dzieje się to gdzieś obok. Chyba troszkę źle się zabrała autorka do przedstawiania postaci. Niby wiemy co je łączy i dlaczego jest tak ich wzajemna relacja naładowana emocjami, ale zupełnie nie przenosi się to na odbiór widzów. Może tego przyczyną też jest trójka aktorska grająca główne role. Nie czuć za bardzo pomiędzy nimi chemii i przez to film traci swoje wszystkie atuty.

Jest to troszkę zaskakujące, bo zawsze mi się wydawało że taka aktorka jak Emily Blunt w każdym swoim filmie potrafi wnieść swój urok i czar. Nawet jeśli są to takie nieudane filmy jak „Wilkołak” czy też „Połów szczęścia w Jemenie”. Tutaj niestety ale jej postać ogląda się zupełnie beznamiętnie i raczej się czeka na kolejny wspomniany wcześniej przerywnik krajobrazowy, niż zastanawia się, jaki będzie dalszy rozwój fabuły.

Ale by nie przeważać wadami tego filmu nad zaletami, to wspomnę jeszcze o oprawie muzycznej, która pasuje do tej nieśpiesznej i niezbyt wciągającej opowieści. Nie wiem czy to było zamierzone działanie ze strony kompozytora – ale dokładnie się wpasowała ona, ani nie przytłacza ani nie zanika pod natłokiem obrazów. Melodie są takie sympatyczno-wyciszające, w sam raz na tło do wieczoru przy kominku. Właśnie – ten film bardziej się nadaje na zimny jesienny dzień, w którym widz bardziej się oddaje czytaniu niż oglądaniu, niż do wizyty w kinie.

Moja ocena: 4/10