Slumdog. Milioner z ulicy (Slumdog Millionaire), W. Brytania / USA, 2008

Zacznę nietypowo – od małej uwagi dotyczącej zakończenia. Otóż, ja rozumiem, że filmowa rzeczywistość jest mocno umowne i na pewne rzeczy można przymykać oko. Ale to pytanie, jakie zostało zadane jako ostatnie, czyli warte 20 mln rupii, było wprost idiotycznie łatwe. Szczególnie, że w tym filmie pokazują, że nawet w slumsach odpowiedź na nie poznają dzieci w szkole. W dodatku ten temat jest tak przetrawiony przez popkulturę, że nawet kompletny analfabeta miał się okazję z tą odpowiedzią spotkać. I druga rzecz. Telefon do przyjaciela w programie na żywo – jeśli wie on wcześniej z telewizji jakie jest pytanie i ma sporo czasu na wyszukanie odpowiedzi? Przepraszam – ale takie podejście do tematu obraża inteligencję widza. A to jeden z najgorszych grzechów jakie może film popełnić...

No ale wracając do filmu. Wydaje mi się, że błędem jest zastosowanie takiego schematu filmu. Ponieważ już na początku filmu poznajemy pytania na większą część pytań, czyli jesteśmy spokojni o to, że główny bohater ze wszystkich tych swoich przygód wyjdzie obronną ręką, więc przez dużą część filmu odbywająca się na ekranie akcja nie jest zbyt wciągająca. Szczególnie że to danie zostało ugotowane z dość często wykorzystywanych przez filmowców składników. Tak więc mamy bardzo inteligentnego sierotę, który przy pomocy własnych zdolności podnosi się z dna, mamy miłość przeciwko której zaprzysiągł się cały świat i mamy w końcu „złego” przyjaciela który jest wykorzystywany przez scenarzystę do kierowania fabułą w odpowiednim kierunku.

Oczywiście fakt że film odbywa się w Indiach, powoduje, że dla osób – które nie są zbyt zaznajomione z kinem bollywódzkim – jest to miks znanych składników w mocno egzotycznym sosie. W dodatku wykonanych przez bardzo solidnych rzemieślników z Dannym Boylem na czele - ale nie zmienia to faktu że to są mocno zużyte składniki. Dodatkowo otrzymujemy równie solidną co i egzotyczną dla przeciętnego zjadacza popcornu ścieżkę dźwiękową i pełnych entuzjazmu odtwórców głównych ról. Więc tak, wszyscy lubią piosenki, które już słyszeli – ale ilość pochlebnych recenzji, jakie można poczytać na temat tego filmu jest dla mnie mocno zastanawiająca. Szkoda tylko, że po raz kolejny okazało się, że Oskary są nagrodami bardziej za najlepszą kampanię wśród członków akademii niż za filmy...

<p id=”“ocena””> Moja ocena: 5/10</p>