Starcie Tytanów (Clash of the Titans), USA 2010

Na początek powinienem wspomnieć że nie oglądałem – albo i kompletnie nie pamiętam tego – filmu z 1981 roku na podstawie którego jest ten remake nakręcony. Dlatego może się tak zdarzyć, że moje uwagi do aktualnych twórców filmu powinny się odnosić do ich poprzedników – ale nie będzie mnie to powstrzymywało.

W dzisiejszym świecie gry komputerowe osiągnęły już taki poziom realności że niewiele ustępują efektom specjalnym wyczarowanym w kinie – różnica jest tylko taka, że w zaciszu domowego salonu to my decydujemy co nasz bohater zrobi. A w kinie fabuła jest literalna. Dlatego dużo lepszym pomysłem jest kupienie sobie jakieś najnowszej konsolowej produkcji zamiast tracenia prawie 2 godzin w kinie na tą fabułę w pseudomitologicznym świecie, która na dodatek jest napisana w sposób w jaki toczy się spora część gier. Czyli najpierw krótka wstawka wyjaśniająca nam co robimy i dlaczego, potem troszkę akcji i następny poziom. Aż do znudzenia – które następuje dość szybko.

Dodatkowo wszelkie postacie w filmie – poza głównym bohaterem są traktowane bardzo lekko. Ja są potrzebne to się pojawiają, jak tylko przestają to się je eliminuje – w mniej lub bardziej subtelny sposób. Zresztą – przez dużą część filmu wydaje się, że drużyna naszego dzielnego pół-boga jest mu tylko po to potrzebna, by mógł do nich wygłaszać równie patetyczne co nudne przemowy motywujące.

Tak oglądając film przypomniała mi się o parę lat wcześniejsza aktorska ekranizacja komiksu o Asterixie i Obelixie – i Cezar każący się podpisywać „Si-zar”, bo to na czasie jest. Tak teraz się czułem słuchając tych wszystkich zamerykanizowanych imion bogów i bohaterów znanych z przerabianej w szkole mitologii. Ale to tylko takie moje lekko dygresyjne wtrącenie…

No i scenarzyści stwierdzili że sama grecka mitologia, bardzo bogata w wszystko co średnio utalentowany twórca potrzebuje, im nie wystarczy i sobie pobrali co ciekawsze rzeczy z innych mitów. A to się trafił jakiś kraken, a to z nienacka wyskoczył Dżin. A propos – strasznie rozczulające jest to, jak twórcy najpierw pakują naszego bohatera w jakąś niemożliwą do przeżycia kabałę - by w ostatniej chwili cudnym zrządzeniem losu go uratować. W końcu nie chodzi o logikę, tylko o zabawę i efekty. Może to i lepiej że rólkę naszej rodaczki "robiącej" karierę w Hollywood z tego filmu wycięto

Moja ocena: 3/10