Super 8, USA 2010

Hmmm, z jednej strony troszkę nie podoba mi się, że film nie jest spójny i dzieli się na dwie dość różne od siebie w wymowie połówki, ale z drugiej muszę przyznać że bardzo mi się ten seans podobał. Z czysto rozrywkowego punktu widzenia jest to kawałek naprawdę porządnej roboty i na dodatek nie jest fabuła filmu przeciążona efektami specjalnymi. Owszem, w końcówce może troszkę niepotrzebne są szarże pojazdów opancerzonych – ale cóż, to wysokobudżetowy film rodem z Hollywood, więc it comes with the territory…

Wspomniałem wcześniej o troszkę rozjeżdżających się dwóch połowach filmu. Początkowo mamy do czynienia z bardzo dobrym i trzymającym w napięciu thrillerem, w którym wiemy tylko że „zło” gdzieś jest. Ale co nim jest i jak straszne ono jest – tylko możemy się domyślać. Co już było wcześniej wykorzystane przez reżysera i scenarzystę „Super 8” J. J. Abramsa w „Projekt: Monster”, ale tam bardziej widz koncentrował się na niedostatkach obrazu niż na potworze, natomiast tutaj, z bardzo szczątkowych fragmentów budowane jest napięcie które trzyma na krawędzi fotela. Bardzo na krawędzi…

Natomiast w drugiej części filmu, gdy już zło jest zidentyfikowanie – wkraczamy na terytorium w którym dotychczas lubił przebywać jeden z producentów filmu, czyli Steven Spielberg. A więc „E.T.” czy też „Bliskie spotkania trzeciego stopnia”. Co prawda połączone z XXI-wiecznym nadużyciem efektów specjalnych, ale wciąż mentalnością przebywająca w czasach w których dzieje się akcja filmu. Czyli lata 70-te.

A propos lat 70-tych. Bardzo mi przypadł do gustu pomysł by obraz nawiązywał do sposobu kręcenia jaki pamięta się z tamtych lat. Jak chociażby te refleksy świetlne przy źródłach światła – są one na tyle realistyczne, że nawet przy szumie cyfrowym, który też widać, sporo scen wygląda jakby żywcem była wyjęta z jakiegoś archiwum filmowego. Co w połączeniu z tradycyjną dla amerykańskiej filmografii starannością i dbałością o kostiumy, charakteryzację i lokalizację powoduje, że aż nie chce się wierzyć iż jest to film z 2011 roku…

Owszem, można się przyczepiać do wtórności fabuły, bo wiele rozwiązań jako żywo przypomina scenariusze filmów s-f z tego okresu, ale niestety jest to już powszechna praktyka w naszych czasach. Ale niezbyt często udaje się te wszystkie puzzle i schematy tak udanie połączyć i nie aż tak często efekt końcowy da się tak przyjemnie obejrzeć dlatego daję temu filmowi tak wysoką ocenę i go polecam.

Moja ocena: 8/10