Zakochana Jane (Becoming Jane), USA 2007

W zeszłym roku mieliśmy możliwość oglądać kolejną, dość udaną, adaptację najbardziej znanej książki Jane Austin - „Duma i uprzedzenie” z Keirą Knightley w roli głównej. Jako, że ten film się dość dobrze sprzedał, więc szybko możemy oglądać wariację na prawie identyczny temat (nawiązanie do wcześniejszego filmu widać już w pierwszym ujęciu nowego). Tym razem za podstawę do napisania scenariusza posłużył niewiele znaczący flirt z życia pisarki.

Jako, że w jej listach niewiele na ten temat zostało napisane, więc scenarzyści postanowili w historyczne ramy wpisać postacie i postępowania rodem z dziwiętnastowiecznego romansu. A, że najwyraźniej twórcom filmy niezbyt się chciało przeczytać książkę, tylko najwyraźniej zaliczyli jakiś kiepskiej jakości bryk, i sporo rzeczy pomieszali. Tak więc Tom zaczyna jako wczesny Darcy, kończy jako późny Darcy, a w międzyczasie zalicza fazę bycia Wickhamem. Maggie Smith gra kiepską kopie Lady Catherine (bo oryginał raczej nie pozwoliłby własnemu dziecku na luksus posiadania własnego zdania). I można tak wymieniać dalej.

Scenariusz poza zapożyczeniami posiada również kilka niespójności, które nie dodają filmowi blasku. Postać bogatego absztyfikanta w filmie składa się z dwóch różnych postaci - wystarczy porównać pierwszą i ostatnią scenę z jego udziałem. Takie samo luźne podejście mają scenarzyści do różnych detali, jak fakt narzeczeństwa Toma. Jak jest potrzebne to stanowi problem, potem wygodnie znika. No ale nie to tylko komedia romantyczna, od której nie można wymagać zbyt wiele. .

No ale ja tu gadu-gadu, ale chyba skończyła się pewna era. Era tłumaczy z fantazją, już nie będzie „Elektronicznego mordercy” czy „Wirującego seksu”, teraz tytuły są tłumaczone na jedno kopyto - „Zakochana Jane”, „Zakochany Molier” czy „Zakochany Paryż”, że o „Zakochanym kundlu” nie wspomnę. Aż się boję jak zostanie przetłumaczony tytuł najnowszego odcinka przygód Johna Rambo…

Moja ocena: 4/10