Zapaśnik (The Wrestler), USA 2008

Kategoria wiekowa tego filmu chyba powinna być troszkę wyższa. Bo mało kto niebędący w wieku głównego bohatera będzie w stanie w pełni go odebrać. Bowiem – oczywiście biorąc poprawkę na styl życia tytułowego zapaśnika – każdego czego w życiu taki smutny moment, kiedy zdaje sobie sprawę, że może i jeszcze głowa chciałaby czegoś, ale już ciało nie jest w stanie za tym myśleniem nadążyć. Moment w którym trzeba przewartościować sposób myślenia o sobie – i kiedy świadomość o tym, że koniec już jest dużo bliżej niż się spodziewamy jest nieunikniona. A najbardziej dołującą myślą jaka pozostaje po tym seansie jest to, że my w przeciwieństwie do Randyiego, raczej nie mamy szans na zakończenie tej walki – jaką jest życie – z twarzą. Tylko czeka nas powolne staczanie się w kierunku śmierci...

Jest to film, który tak mocno uderza również za sprawą dwójki głównych aktorów. Marisa Tomei – jeśli mogę być bezczelny i tak powiedzieć o kobiecie – ale przepięknie się starzeje. I chociaż widać po niej mijające lata, to nadal potrafi przyciągnąć wzrok. A rola tancerki w podrzędnym klubie ze stripteasem chyba jej przypasowała, bowiem bardzo czytelnie udaje jej się pokazać przejście od kolejnej tego typu tancerki do dojrzałej kobiety, która zdaje sobie sprawę, że jej czas w tym zawodzie już minął. A już klasą dla samego siebie jest Mickey Rourke. Kolejna w zaszłym roku świetna decyzja obsadowa – podobna do tej z Robertem Downey Jr. I Iron Manem. Na jego twarzy są zaznaczone te wszystkie lata szaleństw jakie ma za sobą, co powoduje, że widz jest w stanie uwierzyć w 20 lat spędzonych na coraz bardziej podrzędnych ringach. Ale też jest ta siła, dzięki której stać go na „złoty strzał”. Ostatni wysiłek który przypieczętuje karierę. I chyba ten film jest łabędzim śpiewem dla Mickeya Rourkea. Bo ciężko mu będzie sięgnąć w przyszłości poprzeczki, jaką sobie tym filmem powiesił...

Trzeba również zauważyć, że film jest podpisany przez Darrena Aronofskyiego, który zdążył nas przyzwyczaić do filmów którym można wiele zarzucić – ale na pewno nie to, że można wobec nich przejść obojętnie, więc wiadomo, że i pod tym względem warto się będzie wybrać do kina. I w ramach wisienki na torcie – muzyka. Pod jednym względem zgadzam się z Randym - „...that Cobain pussy had to come around & ruin it all. I hate the fuckin 90s.”...

<p id=”“ocena””> Moja ocena 8/10</p>