A la weekend w Amsterdamie - część druga

Amsterdam, widok na kwartał muzealny

Jakoś same punkty obowiązkowe mi się trafiały na tej wycieczce. Podobnie zresztą jest z następnym miejscem, czyli domem Rembrandta. Dobrze zachowana kamienica, w której – na podstawie spisu inwentarzowego jaki powstał po bankructwie artysty – zachowano czy też czasem odtworzono dokładnie jak wyglądam ten dom podczas pracy w nim artysty. Jest to bardzo interesujący obiekt do zwiedzania, szczególnie że dostaje się do dyspozycji audio przewodnik, który dość dokładnie opisuje co widzimy i jakie było przeznaczenie poszczególnych pomieszczeń. W drugiej części muzeum można obejrzeć wystawę o stalorytach jakie wychodziły spod ręki Rembrandta, która aż tak interesująca nie jest. Natomiast sama kamienica jest warta zobaczenia i wiele mówi o tamtych czasach i warunkach w jakich żyli i tworzyli wtedy artyści – ci najlepsi oczywiście.

Amsterdam, Rijksmuseum od innej strony

Wspominałem wcześniej że kanały w Amsterdamie są jednym z symboli miasta – tak więc warto też odwiedzić muzeum które znajduje się na barce i jest zachowanym domem mieszkalnym. Można tam zobaczyć jak można maksymalnie wykorzystać niezbyt wielką przestrzeń, jaką oferuje barka i jak wiele lat doświadczeń przekłada się na ułatwiające życie rozwiązania. Mi się akurat tego muzeum nie udało odwiedzić, bowiem tego dnia odbywała się konserwacja, ale na pewno inni turyści będą mieli więcej szczęścia.

Amsterdam, wbrew pozorom, to nie jest kanał - a rzeka

Ostatnim muzeum jakie udało się mi odwiedzić podczas tej wizyty w Amsterdamie było muzeum miejskie. Nowocześnie wykonana ekspozycja, która wciąż jest w trakcie tworzenia, więc nie wszystkie okresy historii miasta można obejrzeć. Te sale, które już zostały udostępnione do zwiedzania dają ogólny pogląd na to jak, rozwijało się miasto i jak żyło się w nim przed ogromnym skokiem – zarówno wielkościowym jak i cywilizacyjnym, jaki dokonał się w XVII wieku. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że w porównaniu z wcześniej odwiedzanymi placówkami muzealnymi, jest to dużo rzadziej odwiedzane i chyba mniej interesujące miejsce, bardzo do polecenia dla osób mających więcej niezagospodarowanego czasu czy też bardziej zainteresowanych tematem.

Amsterdam, ładny przykład statku

Jednym z zaskoczeń jakie mnie spotkało w tym mieście jest ogromna ilość restauracji, w których podaje się argentyńskie steki. W dodatku bardzo smaczne. Dopiero później, już po powrocie dowiedziałem się, że wynika to z bezpośredniej bliskości ogromnego portu przeładunkowego – gdzie łatwo jest o świeże mięso z ameryki południowej. Może to troszkę nietypowa atrakcja, przynajmniej na pierwszy rzut oka, ale na pewno warto skorzystać z tutejszej oferty. Z tego co się orientuję, to w Polsce na steki z tego typu mięsa są podobne ceny. Troszkę przypadkiem trafiłem na jeden z dwóch browarów w tym mieście - „Brouwerij de prael”. Znajduje się on w jednej z bocznych uliczek odchodzących od kanału przy dzielnicy czerwonych latarni. Oferta piw do wypicia na miejscu jest spora i bardzo smaczna. Szczególnie że nie ma tutaj zwykłych, masowo produkowanych, gatunków piwnych – za to jest kilka, które bardziej pasowały by do sąsiedniej Belgii. I równie smacznych jak napoje z tego kraju. Wszystkie piwa mają nazwy pochodzące od imion znanych w kulturalnym światku mieszkańców Amsterdamu – ale o tym trzeba sobie poczytać na własną rękę na stronie browaru, bo niestety, ale nie ma ulotek w języku angielskim. Ponoć są w produkcji. Można sobie również zakupić jakieś przekąski do piwa, ja miałem okazję spróbować lokalnej kiełbasy podawanej na zimno. Bardzo dobrej zresztą.

Amsterdam, bardzo smaczne piwo z jednego z lokalnych browarów

Dużo ciekawszym pomysłem na poczucie „wodnego” klimatu tego miasta niż wcześniej wspomniana wycieczka kanałami jest skorzystanie z oferty tramwaju wodnego, który jest darmowy i ma dość bogatą i często kursującą siatkę połączeń. Co prawda nie w samych kanałach – ale morska bryza we włosach ma swoje plusy. Ja przynajmniej miałem dużo większą przyjemność niż w przypadku wycieczki kanałem. No i można zobaczyć jak teraz miasto rozbudowuje się anektując powoli części portowe – jaki to daje efekt z wody. Dla mnie dość interesujący.

Amsterdam, widok z tramwaju wodnego na rozbudowywujące się miasto

Z Amsterdamu wyjeżdżałem korzystając z sieci szybkiej kolei funkcjonującej pod marką Thalys. Jest to francuskie TGV przystosowane do sieci kolejowej Belgii, Holandii i Niemiec. Mimo że był to środek tygodnia i południowa pora, to zostałem zmuszony do obserwacji iż wcale nasza polska kolej tak daleko od europy nie jest. Bowiem do pociągu wsiadło dużo więcej osób niż było miejsc, tak więc stali przejściach i nie za bardzo można było przedostać się gdziekolwiek bez podeptania kilku współpasażerów po drodze. Dodatkowo klimatyzacja niezbyt sobie z tym tłokiem radziła, albo całkiem skapitulowała, więc bardzo szybko wnętrze wagonu zaczęło przypominać saunę. Bardzo duszną dodajmy. No i, last but not east, na stacji końcowej zanotowaliśmy dość konkretne spóźnienie. Jak to się mówi - cudze chwalicie czy jakoś tak…

Amsterdam, ostatnie spojrzenie na kanały

Warto też wspomnieć o jednej charakterystycznej rzeczy, o której nie miałem okazji przeczytać przed wyjazdem w przewodniku, mianowicie schodach. Otóż kamieniczki w centrum są dość wąskie i z konieczności klatki schodowe w nich są bardzo wąskie i strome. Co jest fajne za pierwszym razem – ale już jest dość męczące przy ntym, a ekstremalne gdy dodatkowo ma się ręce zajęte bagażem. Co prawda wszystkie tamtejsze kamienice mają u szczytu hak, przy pomocy którego transportowało się drzewiej cięższe i większe przedmioty na wyższe piętra – ale raczej do bagażu się tego nie używa…

Amsterdam, jeden z bardziej interesująco wyglądających sklepów z serem