Wakacje z Interrailem - dzień siódmy i ostatni

Wiedeń Miedling - mało przyjemny dworzec o mało przyjemnej porze <P>Na dworzec wracam na tyle wcześnie, że mogę poobserwować sobie liczne pociągfi kończące swój bieg, oraz kilka nocnych czekających na sygnał do wyjazdu. Nie wiem z czego to wynikało, ale wszystkie 4 jakie widziałem, wyruszyły ze stacji z opóźnieniem. I to nawet sporym, bo trzy z nich miały ponad +30. Swoją drogą bardzo oryginalnie wyglądają wagony niemieckiego CityNightLine – a szczególnie pomysł by łóżka w kuszetkach były umieszczone równolegle do osi pociągu, a nie prostopadle jak to jest w „normalnych” wagonach. Po odjeździe nocnego pociągu do Berlina, z lawetami dla zmotoryzowanych pasażerów, podstawiony zostaje mój EN do Budapesztu/Zagrzebia. </P>Wiedeń Sudbahnhof - który jest już niestety historią <P>Troszkę jestem zaskoczony, że pociąg ten ma aż takie obłożenie. W mojej kuszetce wynosi ono prawie 100%. A sądząc po ilości osób próbujących wejść do innych wagonów, tam jest podobnie. Liczyłem, że środku tygodnia będzie troszkę mniej ludzi. Trafia mi się miejsce w węgierskiej kuszetce. O ile dobrze pamiętam bardzo podobna jeździ w „Chopinie”. Co prawda jest klimatyzowana, ale nie potrafi ona obsłużyć potrzeb takiej ilości pasażerów i w przedziale – a szczególnie na górnej leżance – jest gorąco. A propos leżanki, nie wiem czy na Węgrzech mają jakąś inną, mniejszą, skrajnię – ale była ona bardzo krótka. Dobrze, że już jestem dość mocno zmęczony tym wyjazdem, więc spanie z podkurczonymi nogami mi aż tak bardzo nie przeszkadza. </P>Wiedeń Sudbahnhof - pociąg do Pragi <P>Do Wiednia dojeżdżamy przed 6 rano. Tutaj czeka mnie mała przejażdżka regionalnym ekspresem. Pociąg nocny bowiem jedzie tylko przez Wiedeń Meidling – a mój następny przejazd zaczyna się na tutejszym dworcu południowym. Na szczęście tutejsze połączenia lokalne są dość dobre i już po kilku minutach siedzę w regionalnym ekspresie. Jest to skład dobrze znany mi z zeszłego roku, kiedy Austriacy podstawili pociąg podobnego typu dla kibiców wracających z meczu naszej reprezentacji na Euro. </P>Praga - bardzo znany widok <P>Na wiedeńskim Sudbahnhofie mam troszkę czasu na zjedzenie jakiegoś śniadania i obudzenie się poważniejszą porcją kofeiny. Pociąg EC do Pragi jest już podstawiony, więc zjadam je siedząc na peronowej ławeczce i podziwiając jak tutejsi technicy sprawnie podłączają „Taurusa” do składu. W moim wagonie siedzi nie więcej niż 10 osób, więc wybór miejsc jest spory. Jest od produkcji Siemensa sprzed dekady – dlatego nie dziwi mnie, że fotele w nim wyglądają niczym starsi bracia tych znanych mi z dnia wczorajszego i pociągów ICE. Podróż do stolicy Czech mija nieśpiesznie, przez całkiem sympatyczne okolice, i jakoś nie dziwi mnie to, że do Brna meldujemy się z 10 minutowym opóźnieniem. Tymczasem większość pasażerów odsypia wczesnoporanne wstanie by móc zdążyć na ten pociąg. Inną sympatyczną rzeczą jest to, że czeska konduktorka zapowiedzi przed stacjami podaje w trzech językach. Mała rzecz, a cieszy.</P>Praga - czeskie Pendolino gotowe do drogi <P>W tym miejscu chciałbym podziękować wujkowi google za średnio dokładne umieszczenie stacji Praga hl. n. na swoich mapach. Miałem mieć spokojne przejście pomiędzy Holeszowicami w których kończył bieg pociąg z Wiednia a stacją główną. A okazało się to być błądzeniem i przybyciem na miejsce na „styk”. Na szczęście udało się zdążyć – ale planowane wcześniej napicie się piwa w jakieś tubylczej knajpie zostało przeniesione na inną okazję. A o samej Pradze nie mogę wiele powiedzieć – za dużo stresów związanych było z szukaniem stacji by móc się rozkoszować widokami i zabytkami. </P>Pendolino - przytulne, ale bardzo ciasne wnętrze <P>Ostatnią „atrakcją” tej wycieczki była jazda czeskim SuperCity, czyli włoskiej produkcji Pendolino. Nie da się ukryć, że zrobili oni wokół tego typu pociągów wiele szumu, sugerując „nową jakość”, to o czym wspominałem przy okazji dzielenia się wrażeniami z jazdy X2000, jeszcze w pierwszym dniu wyjazdu. Ale tutaj doskonale widać jak wiele można zrobić dla obrazu przewoźnika kolejowego samym marketingiem. Bo po pierwsze, na czeskich torach pociąg ten nie jest superszybki – tylko „normalno” prędkościowy. A po drugie, o ile opakowanie jest niezłe, to towar już mniej. W pierwszej klasie jest strasznie ciasno. Porównałbym odległości między fotelami do tych, jakie są w naszych rowerówkach. Czyli mało miejsca na nogi. Po drugie – nie wiem czy to typowa rzecz dla pociągów z wychylnym pudłem, ale tutaj też okna są strasznie małe, do daje takie mało przyjazne wrażenie. A po trzecie – strasznie zawiodłem się na restauracji pokładowej. Kiedyś, miałem okazję skorzystać z usług czeskiego wagonu restauracyjnego na pokładzie EC „Praha”. I był to naprawdę niezły posiłek, na pewno o dwie klasy przewyższający to co można spożyć w naszym warsie. A tutaj? Po pierwsze w wagonie restauracyjnym nie ma miejsc siedzących. Po drugie menu jest bardzo mało atrakcyjne, bardziej przypominające przydrożny bar niż coś interesującego. A po trzecie – i najważniejsze – do przygotowywania potraw używa się tam mikrofalówki. Więc i posiłek jest średnio smaczny…Gratulacje dla marketingowców – bura dla całej reszty. Jedyne co można pochwalić, to poczęstunek powitalny. Kanapka, napój zimny, napój ciepły, coś słodkiego, cóż więcej można chcieć?</P>Ostrava - siermiężny dworzec <P>W Ostrawie okazało się, że troszkę będę musiał zmienić plany. Ponieważ „Polonia”, którą chciałem wrócić do Polski miała opóźnienie, to skorzystałem z możliwości podjechania do ostatniej czeskiej stacji (na której się oba pociągi zatrzymują) na pokładzie EC „Comeniusa”, jadącego do Krakowa. W końcu w tej podróży chodziło o nowe doświadczenia, a nim jeszcze nie jechałem… <P>Bohumin, dworzec <P>W Bohuminie czekała mnie mała przerwa. Mam spory sentyment do „Polonii”. Swego czasu jeździłem nią parę razy w miesiącu na trasie Katowice-Warszawa. I prawie zawsze zaliczałem spore spóźnienie. Więc i nie zdziwiłem się, że z Czech wyjeżdżała z +50. Widocznie taką ma ten pociąg przypadłość. A teraz jest jeszcze jedna sentymentalna rzecz – jak to zwykle epoka, w pierwszym wagonie pasażerowie są mocno wstrząsani podczas jazdy. Kiedyś to przeszkadzało, a teraz – po długiej zagranicznej podróży – jest to całkiem sympatyczne. Nie mówiąc o wrażeniu jakie się ma przybywając na katowicki dworzec.</P>Bohumin - odpinanie czeskiej lokomotywy <P>PODSUMOWANIA. Łącznie 7260 km,z czego: <UL> <LI>6788 km pociągiem,</LI> <LI>107 km promem,</LI> <LI>365 km autobusem.</LI></UL>