Zbyt dobre testowanie

Cała dotychczasowa strategia Danii w walce z koronawirusem opierała się na szybkim rozpoznawaniu ognisk i izolowaniu nosicieli tak, by nie mogli zbytnio pozarażać innych. Ta strategia miała dwie solidne części składowe. Jedną z nich było zaufanie społeczeństwa – a przynajmniej jego dużej części – do sposobu walki z epidemią, a drugim było liczne, łatwe i darmowe testowanie. I przez duży okres działało to bardzo dobrze – Dania ma wciąż bodajże najniższą ilość zmarłych z powodu koronawirusa na milion mieszkańców i chyba ani razu przez te prawie dwa lata nie wymknęła się sytuacja spod kontroli. Aż trafił się omikron…

Dotychczas wykonywano około 150-200 tys. testów PCR dziennie (w porównaniu, w 6-krotnie większej Polsce, wykonuje się poniżej 100 tys. testów szybkich i PCR łącznie) i wcześniej była to ilość wystarczająca. Zalecenia były takie, by przetestować się jak ma się symptomy bądź dwukrotnie (dzień 4 oraz 6) gdy było się w kontakcie z osobą zakażoną. Proste i zrozumiałe. Natomiast gdy nowy wariant zaczął się rozprzestrzeniać, nagle się okazało, że możliwości systemu testowania są niewystarczające. Wkrótce osiągnięto 250 tys. testów na dzień i nastąpił paraliż – szczególnie, że w okresie świątecznym wiele osób chciało czuć się bezpiecznie przed odwiedzinami u starszych członków rodzin, a i po rocznej przerwie pojawił się sezon grypowy, z objawami bardzo podobnymi do objawów zakażenia przez nową mutację.

I nagle okazało się, że o ile wcześniej można było zapisać się na test PCR (który wymagał rezerwacji w przeciwieństwie do szybkich testów) na następny dzień czy w najgorszym przypadku na pojutrze – najbliższe terminy pojawiały się za 5 dni, czy też nawet w niektórych rejonach za tydzień. Dodatkowo, wyniki zamiast po kilkunastu godzinach zaczęły przychodzić po prawie dwóch dobach. A troszkę ciężko mieć poczucie kontroli nad zarażeniami, jeśli w najgorszym przypadku ktoś potrzebował 9 dni by uzyskać pozytywny wynik od momentu wystąpienia symptomów – ciężko wymagać od kontaktów danej osoby by się przez ten czas izolowały…

Próbuje się jakoś poprawić sytuację rozdzielając kolejkę na osoby z symptomami (które i tak się powinny izolować, więc mogą poczekać kilka dni) od osób, które miały kontakt (by przerwać rozsiewanie wirusa), ale wciąż kolejki są spore. Dodatkowo, zrezygnowano z wymogu testu PCR w 6 dniu – zamiast tego wystarczy zwykły, szybki. No i by zostać uznanym za osobę zdrową, nie trzeba już mieć negatywnego testu, wystarczą dwa dni bez objawów, albo jeśli jest się bezobjawowcem – tydzień od pozytywnego testu.

Ta cała sytuacja pokazuje, jak zmienna bywa sytuacja i jak czasem nawet bogate i rozsądnie myślące państwo nie jest w stanie kontynuować sposobu działania, który przyniósł sukces, ale też był bardzo wymagający. Zobaczymy wkrótce, czy ten nowy, troszkę mniej dokładny, ale też łatwiejszy do utrzymania, nadal będzie utrzymywał w ryzach epidemie, czy raczej Dania pójdzie w kierunku polskiego chaosu…