Wspólne świętowanie

Przyszła kalendarzowa wiosna i rozpoczął się sezon na lokalne imprezy. Póki co ta wiosna nie rozpieszcza nas zbytnio, ale to mało istotny szczegół dla tego wpisu. Bardziej chciałbym się skoncentrować na wspólnym lokalnym świętowaniu. Bo to taka fajna tradycja, w które czasem udaje się uczestniczyć.

Do tego wpisu skłonił mnie poprzedni weekend, gdy wspólnota mieszkaniowa, w bloku której wynajmuję mieszkanie obchodziła swoje stulecie. Pamiętam, że kiedyś miałem okazję uczestniczyć w bardzo podobnym spotkaniu w jednej z warszawskich wspólnot – które się okazało spotkaniem kilku osób, które mieszkały w tamtym miejscu od samego początku (czyli trzydziestu kilku lat) i pamiętam, że uczestnicy byli bardzo zaskoczeni, że ktoś spoza ich grona, kto w dodatku tylko wynajmuje, może mieć ochotę uczestniczyć w takim spotkaniu. Tutaj jest troszkę inaczej. Po pierwsze jest to organizowane z dużo większym rozmachem i uczestniczy w tym, zarówno w fazie przygotowywania, jak i samym świętowaniu, znacznie większa ilość ludzi.

Dla mnie sympatyczne było też to, że było widać, iż starają się uczestnicy stworzyć czy też wzmocnić wspólnotę. Takie poczucie, że skoro mieszkamy w jednym miejscu, to możemy też się poznać i polubić, a na pewno będzie się nam wszystkim żyło dużo lepiej. Takie podejście podoba mi się dużo bardziej niż „mój dom moją twierdzą” – w końcu dużo prościej się załatwia wszelkie sprawy ze znajomymi sąsiadami, niż z zupełnie obcymi ludźmi, których mijamy bezrefleksyjnie na schodach. Chociaż, nawet tutaj jest jedna sąsiadka, z którą mijamy się na schodach bez żadnego „dzień dobry”.

Poza świętowaniem bardzo lokalnym, jest tutaj popularne też świętowanie na troszkę większą skalę: ulicy. Co jest równie sympatyczne, a i też bardziej dostępne dla osób z zewnątrz. Bo jednak mieszkańcy bloku, szczególnie świętujący na własnym podwórku – są dużo bardziej hermetyczni. A święto ulicy jest dostępne dla wszystkich. Ale też widać, jak wciąga ono lokalsów. Małe knajpki czy też jadłodajnie anektują fragmenty zamkniętej z tej okazji ulicy, sklepy wystawiają się troszkę bardziej rozlegle – a mieszkańcy i goście bardzo chętnie z tego korzystają.

Może takie świętowanie jest bardzo niskobudżetowe, bo tak na dobrą sprawę każdy daje z siebie tylko troszkę więcej, ale ilość dobrej energii krążącej w powietrzu jest naprawdę duża. I też sympatycznie odkrywa się kolejne zakątki miasta. Na co dzień uśpione, ale raz do roku pokazujące, że każda ulica może być ciekawa. Wystarczy tylko troszeczkę z siebie dać…