I po świętach
Miałem okazję w tym roku, wróć, w zeszłym roku być na kilka dni w Polsce i jeszcze mocniej niż wcześniej, rzuciła mi się w oczy różnica w podejściu do świątecznych świecidełek w Danii i w Polsce.
Spędziłem kilka dni w Warszawie i mogłem podziwiać tą feerię świecidełek świątecznych, jakie mieszkańcom stolicy zafundowały władze miasta. Z tego co się orientuję, co bodajże 3 lata jest organizowany przetarg na dostawcę oświetlenia, i dzięki temu mieszkańcy i turyści mogą podziwiać w miarę często nowe atrakcje. Dodatkowo, światełka są zapalane na początku grudnia i można się nimi cieszyć aż do początków lutego. Czyli ponad dwa miesiące.
W Danii jest troszkę inaczej. Światełek jest mało, a i tak oświetlone są tylko naprawdę główne miejsca. Dodatkowo, nie wiedzieć czemu (albo raczej, nie chciało mi się tego sprawdzić), symbolem świąt jest czerwone serduszko, więc i w tych nielicznych dekoracjach człowiek ma poczucie nadchodzących walentynek, a nie atmosfery świątecznej. A i wiszą te świecidełka tylko przez kilkanaście dni, bowiem wszystko – poza ozdobieniami prywatnych domów – znika jeszcze przed nowym rokiem.
A i to nie wszędzie, czytałem w lokalnej gazecie narzekanie na władze mojego miasteczka, że w tym roku choinka przed ratuszem świeciła tylko do pierwszego dnia świąt. Potem najwyraźniej nadeszła czas na szarą codzienność… Swoją drogą, jak silna jest ta tradycja niewchodzenia w nowy rok z ozdobami świątecznymi, pokazuje sytuacja z mojej pracy, gdzie jedna z osób, na tyle kochająca świąteczną atmosferę, że samodzielnie obstroiła biuro, będąc na urlopie przyszła specjalnie w ostatni roboczy dzień roku by ściągnąć wszystkie ozdoby. Zadziwia mnie czasem ten kraj…