Idzie młodość
Nieczęsto mam okazję przebywać w miasteczku, w którym mieszkam, w godzinach okołopołudniowych w środku tygodnia – przeważnie są to albo wieczory, albo weekendy. Ostatnio jednak mi się to udało, pracowałem z domu i potrzeba upolowania mamuta na lunch wygoniła mnie do sklepu. Jako że mam do niego ładnych kilka minut pieszo, to mogłem się przekonać, jak wygląda życie miasteczka w środku dnia.
Kiedyś chyba wspominałem, że dużą część populacji mojego miasteczka stanowią emeryci, i czasem człowiek bywa zaskoczony ich ilością w sklepach – ale muszę zauważyć, że jest jedna pora dnia, kiedy moja okolica przechodzi we władanie młodzieży. A jest to w dni powszechne, w okolicach południa. Owszem, pamiętam z czasów odległej młodości, że naprawdę dużą przyjemnością było oddalenie się ze szkoły na długiej przerwie. Nawet nie żeby coś zjeść, tylko po to, by zamienić duszną szkolną atmosferę na coś zupełnie innego. Taki 20-30 minutowy powiew wolności. Tutaj długa przerwa jest dłuższa, więc i ludzie mogą się dalej oddalić, ale chyba potrzeby są dość podobne…
A propos potrzeb, to nie zaskoczyło mnie, że część osób udawała się do sklepów i bardziej tam była zajęta rozmową czy też plotkami niż zakupami samymi w sobie. Ba, nawet nie zaskoczyło mnie, że jakaś tam część młodzieży kupowała sobie piwo na drogę, bo w końcu po pierwsze, tutaj można je kupować od szesnastego roku życia, a po drugie – niech pierwszych rzuci kamieniem w dinozaura, kto tego nie robił. Normalne uczniowskie życie.
Natomiast tym, co mnie zaskoczyło, była ilość młodzieży siedzącej we wszystkich knajpach po drodze. Ok, może moja młodość nie jest dobry wyznacznikiem – bo jednak troszkę inny kraj i troszkę inne warunki, ale tutaj nawet tubylcy przyznają, że nie chodzi się aż tak często do jeść na mieście, bo jest to po prostu drogie. A uczniowie dodatkowo nie mają aż tak dużych portfeli. Chociaż, patrząc na to, że wszystkie knajpy po drodze były wypełnione, to może jednak nie do końca moje informacje są prawdziwe.
I od razu człowiek zaczyna tutejszej młodzieży zazdrościć. Bo jednak spędzenie długiej przerwy na kawie, burgerze czy też jakimś indyjskim żarciu brzmi dużo lepiej niż kupienie najtańszej drożdżówki w sklepiku i zjedzeniu jej za śmietnikiem. No ale, inny czas, inne miejsce. Ale fajnie się mają…