Jeszcze o zaufaniu

Mieliśmy tutaj wybory do parlamentu lokalnego. Takie, podczas których mogą głosować tylko obywatele, więc nie miałem okazji ani potrzeby zapoznać się bliżej ze szczegółami, ale zastanowił i sprowokował do popełnienia tego wpisu jedna wiadomość z tutejszego dziennika telewizyjnego. Otóż, był w nim dłuższy materiał o grupie facebookowej, na której można wymieniać się głosami. To znaczy, jeśli chciało by się zagłosować na kogoś kto jest w innej części kraju, to może się uda znaleźć kogoś, kto w zmian będzie oczekiwał głosu na swoją ulubioną partię.

W dzienniku pojawił się materiał, w którym wypowiadało się kilka osób, na przykład jedna pani z małego miasteczka, która chciała zagłosować na polityka partii rządzącej w Kopenhadze, i znalazła chętnego który zrobi to w jej imieniu – a w zamian ona zagłosuje na bardzo radykalną prawicową partię. Jak sama to opisała, nie za bardzo ta partia zgadza się z jej poglądami, ale cóż, bardzo chce zagłosować na tego polityka. Wypowiadało się kilka innych osób, a na koniec było to okraszone komentarzem, że prawo zabrania rejestrowania wypełnionej karty wyborczej, więc można mieć tylko zaufanie, że druga strona tej umowy postąpiła tak jak zapowiadała.

Zresztą, dość często pojawiało się w tym materiale stwierdzenie, że należy wierzyć innym, i skoro zawiera się jakiegoś typu umowę, to zapewne druga strona jej dotrzyma. I – po pierwsze – to jest fajne, że ma się zaufanie do osób, które nie są z naszej bajki. Nawet w tak ważnych sprawach jak głosowanie na wyborach, czyli przyszłość kraju. A po drugie, zastanowiłem się nad sobą. Czy ja mam taki poziom zaufania o innych. I cały czas się zastanawiam. Bo polskie podejście, czyli skrajna nieufność, bardzo głęboko we mnie siedzi. Owszem, na poziomie świadomym z tym walczę, ale bardzo daleka droga przede mną do udanej zmiany tego nastawienia…