Kąpiel po drodze z pracy do domu

Nie miałem dotychczas okazji mieszkać nad morzem, więc może ta moja obserwacja jest niezbyt odkrywcza – ale co tam, podzielę się nią.

Czasem gdy mam ochotę na chwilkę oderwania się od rzeczywistości i pobycia w samotności, idę sobie po pracy na niewielką plażę znajdującą się tuż obok stacji kolejowej z której wracam do domu. Zaobserwowałem tam zjawisko, które bardzo mi się podoba, ale jeszcze nie jestem gotów w nim uczestniczyć. Ale o tym później. Otóż często przyjeżdżają sobie na tą plaże lokalsi (rowerem oczywiście), biorą szybką 10 minutową kąpiel – i jadą dalej. Muszę dodać, że przeważnie jak tam jestem to warunki są typowo bałtyckie, zimno, wieje, a woda raczej nadaje się do mrożenia drinków… Co początkowo trochę mnie dziwiło, bo nie wiem czy to aż taka przyjemność jest, ale po zastanowieniu się doszedłem do wniosku, że jednak coś w tym jest. Zrelaksować się po ciężkim dniu pracy, zostawić to wszystko za sobą – nie brzmi to źle, nieprawdaż? Ciekawe jest też to, jak dobrze oni są przygotowani do tego typu „relaksu”. Ręcznik, ręcznikiem, ale prawie każdy ma termos z gorącym napojem, czapkę czy czasem nawet rękawiczki (wspominałem że przeważnie jest zimno jak nad polskim morzem?). Kilka dni temu nawet się troszkę wewnętrznie uśmiałem, jak przyjechała matka dwójką małych dzieci, wykąpali się razem i następnie dzieci zostały zapakowane do jednoczęściowych kostiumów przypominających minionki. A po kwadransie przebrały się z powrotem w normalne ciuchy i pojechali dalej.

A dlaczego ja jeszcze nie odbywam takich kąpieli, choć kuszą mnie bardzo? Otóż mam jednak wdrukowane w moją podświadomość stereotypy rodem z naszego nadwiślańskiego kraju. Jak to tak pójść się kąpać w morzu jeśli zostawiam na molo dokumenty, telefon i inne cenne rzeczy? Przecież na pewno mi to ukradną… Chyba jeszcze do końca się nie przestawiłem na bycie mieszkańcem Danii – bo tubylcy jakoś nie mają tego problemu.