Niby taki ekologiczny kraj
Dania jest krajem, który bardzo mocno jest zafiksowany na ekologii, i w chyba każdym sklepie to widać. Działy z produktami organicznymi są spore i przeważnie ceny w nich nie odbiegają bardzo mocno od cen produktów mniej przyjaznych dla środowiska. Bardzo dużo się na ten temat mówi w mediach i wydaje się, że znacząca większość ludzi jest świadoma co powinno się robić, aby dbać o naszą planetę czy też, aby korzystać z przyjaznych dla środowiska kosmetyków.
Dostępnych tutaj też jest wiele produktów, które w Polsce raczej się nie spotka. Ostatnio miałem okazję odwiedzić lokalne targi ekologiczne i parę produktów mnie zaskoczyło – w sensie, że też da się je zrobić biodegradowalne i z minimalnym oddziaływaniem na środowisko. Chyba najbardziej mi zapadł w pamięć taki jednorazowy grill. Z kartonu, drewna i z brykietami bambusowymi. Nie do końca jestem w stanie ogarnąć jak to będzie działało – bo przecież wszystkie te materiały są palne i spodziewałbym się raczej dużego ogniska a nie żaru, ale cóż, może to moje ograniczenie jest. A to nie jedyny taki podrasowany ekologicznie produkt…
Tak więc na pierwszy rzut oka wygląda to zaawansowanie i bardzo dobrze. Ale na drugi już jest troszkę inaczej. Bo owszem, ekologiczne produkty są wszędzie – ale ich udział w rynku za bardzo się nie zmienia i chyba tak jak u nas, dużo bardziej popularne są w dużych miastach (znaczy się w Kopenhadze), niż na prowincji. A te wszystkie bardziej zaawansowane produkty, ekologiczne ubrania czy udziwnione spożywcze produkty w rodzaju żółtej chlorelli z porostów drzewnych są dostępne podczas niszowych targów i oferowane przez jednoosobowe firmy, które poza pasją ich założycieli, nie za wiele są w stanie zaoferować.
Owszem, można powiedzieć, że każdy trend zaczyna się od pojedynczych osób i wydarzeń, tylko że nawet w takiej Danii ten ekologiczny trend trwa w mniej więcej tym samym miejscu od ładnych już kilku lat i nie za bardzo wygląda by miał być czymś więcej, niż tylko niszą…