Niska kultura bankowości

Dzisiaj znowu będzie troszkę narzekania na poziom usług w tym pięknym kraju. I to o branży o której już mi się zdarzyło wspominać. Otóż, miałem ostatnio okazję popisać troszkę z moim bankiem. Tutaj jest tak, że – pewnie by pokazać na ile klient jest ważny dla banku – każdy ma swojego doradcę. Ma się w swoim panelu klienta imię i nazwisko, zdajcie i możliwość wysłania wiadomości. Swoją drogą, ciekawe, że wysłanie wiadomości wymaga takiego samego potwierdzania jak wysłanie przelewu.

Ale nie o tym miało być. Otóż, w Danii jest taki wynalazek zwany DanKort, który jest pewnego rodzaju narodową kartą płatniczą, ale będącą tylko dodatkiem do zwykłych kart (w moim przypadku wydanych przez Visę). Nie wiedzieć czemu, ale obcokrajowcom wydają tą kartę dopiero gdy posiadają co najmniej pół roku historii bankowej w tym kraju. Jak się kiedyś na początku pytałem, to otrzymałem mgliste wytłumaczenie, że jest to powiązane z limitem kredytowym, czyli podobnymi wymaganiami jak przy karcie kredytowej – mimo że jest to zwykła debetówka. Ale, skoro mają takie wymagania, trudno. Trzeba się dostosować.

Jako że karta ta jest dużo powszechniej akceptowana niż „zwykłe” karty, szczególnie w takich miejscach jak drobne bary czy jadłodajnie, to chciałem ją uzyskać jak tylko ta moja półroczna karencja minie. W tym celu skorzystałem z możliwości napisania do mojego doradcy. Spytałem o to czy mogę dostać taką kartę i ile mnie ta przyjemność będzie kosztowała. Długo trwało zanim dostałem odpowiedź. W dodatku brzmiącą „wyprodukowanie i wysyłka karty zajmą do 10 dni roboczych”.

Cóż. Nie do końca to czego oczekiwałem, ale trudno. Napisałem jeszcze raz, tym razem starając się napisać jeszcze prościej czego chciałbym się dowiedzieć. Zanim dostałem odpowiedź, karta wylądowała w mojej skrzynce pocztowej. A odpowiedź brzmiała „karta została wydana”. Ale to nie był koniec zabaw z bankiem… W końcu sama karta to nie wszystko. Ale o tym następnym razem.