Płatna nauka języka
Po raz kolejny w ostatnim czasie, duński rząd zmienia zasady, jakie obowiązują obcokrajowców chcących nauczyć się języka duńskiego. Obcokrajowców przyjeżdżających z krajów Unii Europejskiej, nie znam i nie śledzę zmian dotyczących osób spoza UE, ale jako że oni płacą za naukę, to domyślam się, że tutaj zmian aż tak dużo nie ma.
Kiedy przyjechałem do Danii w 2016 roku, obowiązywała bezpłatna nauka języka duńskiego przez pierwsze kilka lat od rozpoczęcia nauki (3-5 w zależności od miejsca zamieszkania). Co powodowało parę skutków negatywnych, jak i pozytywnych. Z tych drugich, sporo osób zaczynało się uczyć języka, dzięki czemu po pierwsze ilość osób znających język wzrastała, a po drugie, obcokrajowcy mogli nawiązywać kontakty z innymi mieszkańcami swojej okolicy. Co prawda z zagranicy – ale zawsze to jakiś nowy krąg społeczny. Jak już wspomniałem we wcześniejszych wpisach, nawiązanie jakieś głębszej relacji z tubylcami – wychodzącej poza „hi, hi” – jest bardzo trudne i wiele osób się skarży na brak czy też małą ilość osób z którymi można spędzić czas na miejscu.
Negatywnym skutkiem było to, że skoro coś jest za darmo, to i wiele osób miało bardzo lekkie podejście. Już nawet nie mam na myśli przygotowania się do lekcji, ale bardziej sytuacje, w której na zajęcia uczestniczy 1/3 kursantów. Owszem, mniejsza grupa – lepsza nauka, ale też jeśli ktoś przychodzi na co drugie czy trzecie zajęcia, troszkę to przeszkadza innym.
Jako że dyskutuje się tutaj sporo na temat cięć podatkowych i zmniejszeniu wydatków, to w zeszłym roku wprowadzono dwie zmiany, które miały uczynić wydatki na naukę języka duńskiego bardziej efektywnym. Po pierwsze wprowadzono kaucję za każdy moduł nauki (a jest ich 5 podstawowych i dodatkowy dla osób które chcą studiować po duńsku), zwracaną gdy ów moduł zostanie zdany. Dodatkowo, okres darmowej nauki został dokładniej podzielony i z góry wiadomo, ile można poświęcić na każdy z modułów. Jeśli nie uda się zdać w wyznaczonym czasie, skraca się czas, jaki będzie można wykorzystać na naukę kolejnych.
Zmiany te, troszkę dokuczliwe, ale dające się zrozumieć, nie zdążyły jeszcze tak naprawdę wejść w życie, gdy wprowadzono kolejne. Tym razem skończy się darmowa nauka dla osób pochodzących z Unii Europejskiej. Już wkrótce każdy będzie musiał płacić za naukę. Rozumiem, dlaczego rząd wprowadza takie zmiany – ale wydaje mi się, że jest to strzał w stopę. Owszem, tak jak było, osoby spoza „Europy”, będą uczęszczać na duński, jeśli chcą uzyskać obywatelstwo – gdzie zdany egzamin jest koniecznością, ale w przypadku UE będzie zupełnie inaczej.
Mieszkając w większości miejsc w Danii, nie ma potrzeby używania języka duńskiego poza kilkoma naprawdę podstawowymi zwrotami pozwalającymi orientować się w komunikatach. Ale nie ma konieczności jakiejkolwiek poważniejszej znajomości języka. A w Danii mieszka coraz więcej obcokrajowców i duński będzie marginalizowany. Już podczas ostatnich lokalnych wyborów widziałem postulaty, by wprowadzić dwujęzyczność we wszystkich lokalnych formalnościach i kontaktach z ratuszem. Barman w barze, do którego zaglądam po pracy – zupełnie nie zna duńskiego. I takie tendencje będą się, moim zdaniem, nasilać.
A, szczerze mówiąc, ja nie wiem czy po pierwszym module, gdy przekonałem się jak trudną pracą będzie nauka duńskiego – kontynuowałbym naukę musząc za nią płacić. Bo tak naprawdę moim jedynym kontaktem z duńskim jest szkoła i zadania domowe. Poza tym kompletnie nie ma potrzeby korzystania z niego. A skoro jest to taka wymagająca praca by się go nauczyć, w dodatku teraz będzie jeszcze płatna – to po co się męczyć?