Rynek wynajmu mieszkań
Jedną z niewielu tak naprawdę rzeczy, które mnie w Danii zaskoczyły negatywnie, jest tutejszy rynek wynajmu mieszkań. Jest to rynek, w którym występuje duża dysproporcja pomiędzy właścicielami mieszkań i wynajmującymi – na korzyść tych pierwszych.
Początkowo wydawało mi się, że jest to w miarę cywilizowany rynek, w końcu Skandynawia nie brzmi jak jakiś trzeci świat, ale dość szybko przekonałem się, w jak dużym byłem błędzie. Nie bez powodu jednym z pierwszych pytań (szczególnie pomiędzy obcokrajowcami) jest pytanie, gdzie mieszkasz, za ile, i jak ci się to udało znaleźć…
I dość szybko się przekonałem, że wynajęcie tutaj mieszkania bez rozbudowanej sieci znajomych jest zadaniem bardzo trudnym, wymagającym sporej ilości czasu, pieniędzy, uwagi i podejmowania szybkich decyzji. Początkowo śmieszyły mnie opowieści o podpisywaniu umowy jeszcze przed zobaczeniem mieszkania – jak tylko udało się nawiązać kontakt z agentem. Bo inni mogą to mieszkanie „sprzątnąć” szybciej. I często tak się dzieje…
Jak widać trzeba podejmować decyzje szybko, ale też trzeba być uważnym, bo na największym tutejszym portalu ogłoszeniowym aż roi się od oszustów, albo gotowym na duże koszty – bo na płatnych portalach oszustw mniej, ale za to dostęp do nich troszkę kosztuje.
Troszkę inne podejście jest też biur i agentów nieruchomości. Wiem że tutaj nie było doświadczeń związanych z poprzednim systemem, ale bardzo często mają oni podejście pani z mięsnego. Czyli klient to zło konieczne, i trzeba mu to okazać. I to on ma się starać i łasić – nawet jeśli za usługi pośrednika płaci duże pieniądze. No ale, mieszkań jest mało, a chętnych wielu, więc zawsze jakiś następny jeleń się znajdzie…
Sytuacja z zeszłego tygodnia - oglądam mieszkanie, pytam się agentki do kiedy mam się zdecydować: do jutra rana. Ok, brzmi rozsądnie. Godzinę później mail, mieszkanie zostało wynajęte. Nauka na przyszłość? a. szybciej się decydować. b. słowa agentów nieruchomości nic nie znaczą.
Początkowo też dziwiło mnie, że sporo jest ogłoszeń dotyczących krótkoterminowego wynajmu. Ktoś wyjeżdża sobie na dwa czy trzy tygodnie na wakacje i wynajmuje swoje mieszkanie w tym czasie. Przyznam, że dla mnie, przybysza z niedalekiego kraju było to lekko niepojęte, bo tak troszkę sporo zachodu, ryzyko że coś może pójść nie tak – szkoda energii na to. Ale po tych kilku miesiąca zaczynam dostrzegać powodu dla takich wynajmów. Chętnych jest sporo, ceny wysokie, czemuż by nie sfinansować sobie w taki sposób wakacji?