Samochód nie określa statusu
Spacerując sobie ostatnio po mieście przy okazji przejścia się po kilku jarmarkach świątecznych, będących niewiele atrakcyjniejszych od tych naszych, polskich – wreszcie udało mi się uświadomić sobie to, co krążyło mi w tyle głowy od dłuższego czasu.
Otóż, tak jak wydawało mi się teoretycznie, samochód wcale nie jest wyznacznikiem statusu właściciela. Ba, samochód jest tylko kolejnym ze sprzętów, mniej lub bardziej potrzebnych. O czym sobie pomyślałem spacerując wieczorem po mieście i widząc, że nie ma tutaj takiego problemu jak w Polsce.
Otóż nie ma rozjechanych trawników i zaciekłej walki o każdy możliwy placyk do parkowania, ba, co więcej, całkiem sporo jest wolnych miejsc. A trzeba powiedzieć, że ilość miejsc do parkowania jest tutaj mniejsza niż w przeciętnym polskim mieście.
Dodatkowo nie za dużo jest tutaj wielkich, kilkupasmowych arterii w mieście – a i one aż tak bardzo się nie korkują podczas codziennych szczytów komunikacyjnych. Co jest miłą odmianą od codziennego widoku zakorkowanej Domaniewskiej czy al. Jana Pawła II.
Swoją drogą, zupełnie inaczej ma się sprawa z parkingami rowerowymi. Prawie wszędzie każde możliwe miejsce w „wyrwikółkach” są zajęte, a obok sporo rowerów stoi luzem – no ale, podejście tubylców do rowerów jest tematem na zupełnie inny, i na pewno dłuższy, wpis. Albo może po prostu posiadanie samochodu jest tutaj tak drogie, że każdy się trzy razy zastanowi zanim go kupi…
Aha, gløg był całkiem smaczny – szczególnie że na jednym z jarmarków podawali go w normalnych porcelitowych kubkach (za kaucją oczywiście) a nie w papierowym czy innym styropianowym badziewiu. Aha, koszt to 40 DKK…