Zima dziesięciolecia
Mieliśmy ostatnio w Europie troszkę chłodniej – jakieś tam bardzo interesujące zjawisko przyrodnicze spowodowało, że przez mniej więcej tydzień temperatury w Polsce sięgały minus kilkunastu stopni. W ostatnich latach nie aż tak częste wydarzenie, ale jednak nie jest to coś niezwykłego. Natomiast w Danii jest troszeczkę inaczej.
Kilka dni przed tym ochłodzeniem, chroniąc się przed deszczem i wiatrem na stacji kolejowej, przeczytałem, że nadchodzi zima dziesięciolecia. Ma być mroźnie, śnieg ma padać, zima pełną gębą. Okej, warto wiedzieć o tym i się przygotować, szczególnie że słyszałem o tym, że i w Polsce ma być mroźnie – a jakoś takich dużych mrozów nie potrafiłem sobie tutaj wyobrazić. Bo troszkę i mieszkania, i komunikacja miejska nie są aż do takich temperatur przygotowani.
No i nadszedł piątek. Było mroźnie, tak z -1, ale w dzienniku telewizyjnym zapowiedziano, że będzie padać i będzie jeszcze zimniej. I tak, zapewne przez wilgotność, czuć troszkę bardziej chłód, ale niemniej temperatura nocą spadła o stopień czy dwa. Śnieg też spadł, ładnie śnieżyło przez kilka nocnych godzin, ale już o 10 rano, można było go zauważyć tylko w zacienionych miejscach. W poniedziałek nocą padało tak, że śnieg w postaci centymetrowej pokrywy wytrzymał do wieczora – ale temperatura wciąż była taka mroźna, że nie zdecydowałem się na zmianę kurtki jesiennej na zimową…
Niemniej zarówno w gazetach, jak w telewizji, wciąż powtarzano informację o tej zimie 10-lecia. Co ciekawe, jakoś nie wpłynęło to znacząco na ilość rowerzystów, choć jazda w padającym śniegu i wietrze do zbyt przyjemnych nie należy. Ale teraz już wiem na przyszłość, że chyba nie miało sensu przywiezienie ze sobą zimowych butów i kurki…