Pogorzelisko / Incendies, Kanada, Francja 2010

Muszę się przyznać, że dawno mnie nic tak nie zaskoczyło – czy też nawet wprawiło w osłupienie – jak pomysł na splątanie poszczególnych wątków w zakończeniu tego filmu. Jakieś 5-10 minut przed końcem seansu, siedziałem sobie wygodnie w fotelu i rozmyślałem co by napisać o nim i jak porównać poziom mądrości w nim zawartych to obecnego aktualnie na ekranach „Jedz, módl się i kochaj”. A tutaj okazało się, że – na pewno z premedytacją, bo przypadkiem takiego poziomu debilizmu nie da się osiągnąć – pisarz pierwowzoru lub scenarzysta potrafił zakasować twórców „Dynastii” a nawet latynoskie telenowele. Plus taka urocza wisienka na torcie, kiedy matka zza grobu, po wrzuceniu psychiki swoich dzieci do wirówki, pisze im w liście kupę mądrości jakich nie powstydziłby się sam Paulo Coelho. Długo zbierałem szczękę z podłogi…

A wcześniej zapowiadał się ten film na średnio interesujący lekko filozofujący bryk o tym, że trzeba się cofnąć by iść naprzód, czy też poznać siebie poprzez historię swoich przodków. Co prawda w brzydkich okolicznościach bliskowschodnich konfliktów a nie jakiś ładnych egzotycznych pejzażach – ale równie interesujące jak i wartościowe. Na dodatek część „historyczna” odbywa się w trakcie jednej z tamtejszych wojen, podczas których nie za bardzo wiadomo kto z kim i dlaczego. Szczególnie że twórca filmu funduje nam przeskoki w chronologii bez zbytnich wyjaśnień.

Moja ocena: 6/10 (głównie za końcówkę)