Robert Mitchum nie zyje / Robert Mitchum is dead, Francja 2010

Bardzo mnie kusi, by zacząć opis tego filmu od stwierdzenia że jest to film głupi. Ale nie wiem, może nie byłem w stanie zrozumieć tego, co nam chcieli przekazać twórcy filmu. Wracając do moich wrażeń. Nie pokazują nam twórcy filmu dlaczego menadżer aktora zachowuje się w taki, mocno zdesperowany sposób i dlaczego tak wiele jest gotów poświęcić dla swojego, kiepsko kontaktującego z rzeczywistością, podopiecznego.

Nie wiadomo dlaczego – dotychczas podążający za swoim opiekunem niczym wierny piesek aktor na końcu filmu idzie w drugą stronę. Ot, nagle mu się odwidziało. A już zupełnym kuriozum jest pomysł jechania z Paryża na północ Norwegii przez warszawę i Łotwę…

Jedynym atutem filmu są piękne zdjęcia norweskiej przyrody. Które rzeczywiście mogą być magnetycznie kuszące – nie tylko dla stukniętych menadżerów aktorów. Ale bez przesady – po co od razu kręcić o tym film fabularny?

Moja ocena: 3/10