80 milionów, Polska 2011
Na pierwszy rzut oka pójście na ten film jest czynnością ryzykowną. Mamy w polskim kinie ogromną zdolność to topienia każdego tematu związanego z naszą historią w dużych ilościach patosu, przy jednoczesnym wyostrzeniem podziału na „nas” i „ich” – tak, że wychodzi z tego nieoglądany gniot. Czego chyba najlepszymi przykładami w ostatnich latach był „Katyń” czy „Czarny Czwartek”. A „80 milionów” opowiada o czasach chronologicznie nam najbliższych, i znacząca większość pierwowzorów pozywanej historii wciąż ma się dobrze, więc pokusa do przekazania odpowiedniej – że tak się wyrażę – wersji historii musiała być bardzo duża.
Na szczęście udało się twórcom filmu uniknąć zbytniego uzależnienia od wielkiej historii, stanowi ona tutaj tylko, ważne ale, tło do opowieści kryminalno przygodowej. I film na tym bardzo zyskuje. Nie próbuje się przekonać widzów, że wśród członków „Solidarności” były same kryształowe postaci, a przedstawiciele aparatu władzy to zło w czystej postaci. Owszem, siłą rzeczy główni bohaterowie są pokazani bardzo pozytywnie, a zły jest z SB – ale taki podział jest typowy dla tego typu filmów. Nawet można powiedzieć więcej. Najciekawsze postacie tego filmu zdecydowanie są po stronie reżimowej i to na nie patrzy się z przyjemnością, jak chociażby te odgrywane przez Mirosława Bakę czy Jana Frycza.
Ale chyba największą siłą tego filmu jest poziom emocji jakie wywołuje w widzu. Scena wypłaty pieniędzy w banku trzyma na skraju fotela i upływa błyskawicznie. A jest to tylko wypłata pieniędzy przez prawowitych właścicieli w kasie banku. Ale użyty montaż, elektryzująca muzyka i kilka mały drobnostek dodających uroku – jak chociażby zaskoczenie ze strony wypłacających ilością banknotów na jakie składa się tytułowa ilość gotówki – powoduje że ten film ogląda się ze sporą przyjemnością. Równie dużą przyjemnością było obejrzenie sceny pościgowej, chyba głównie ze względów sentymentalnych. Bo 2 duże fiaty jadące z niezbyt wielką prędkością, ściągające się po zaśnieżonych ulicach, w permanentnym poślizgu, zmontowane w sposób niezbyt pasujący do współczesnego kina, bez wątpienia nie są jakąś ogromną atrakcją. Ale na pewno powodują że człowiekowi się robi jakoś cieplej na sercu…
Moja ocena: 7/10