Angel, Francja / Belgia / W. Brytania, 2007
</p>Wszystkie te sceny są nakręcone w mocno nawiązującym do technikoloru stylu, wzięte jakby żywcem z kart powieści pisanych taśmowo przez Angel. Dodatkowo jest to podkreślane przez specjalnie anachroniczne tworzone nalepianki bohaterów na tle Włoch, Grecji czy Egiptu. Jeśli dodamy zawierające sporą dawkę patosu dialogi ( w szczególności postaci tytułowej) oraz dalsze koleje losu bohaterów - nasz łajdak nagle znajduje w sobie odrobinę honoru, i na wieść o wojnie zaciąga się do armii, plus to co się dzieje po powrocie w małżeńskiej sypialni - chyba łatwo odgadnąć do jakiego dzieła światowej kinematografii próbował Francois Ozon nawiązać. W efekcie dostajemy piękna wydmuszkę - film który z punktu widzenia scenariusza, reżyserii czy technikaliów jest bliski ideału, ale oglądający go widz ma ochotę potraktować dalsze koleje losu Agnel najlepszym filmowym cytatem (wg AFI) a nie wyciągać chusteczkę by otrzeć łzy. </p><p> Rok 2007 przynosi kolejny film uznanego reżysera, który postanowił pokazać jak wielkim jest Artystą i niestety przegrał. W marcu mieliśmy okazję zobaczyć „Szefa wszystkich szefów” Larsa von Tiera w którym usilnie próbuje przekonać widza, że potrafi napisać i nakręcić komedię i na dodatek dał się ponieść swojej nowej zabawce do obsługi kamery. W lipcu mogliśmy zobaczyć „Inland Empire” Davida Lyncha, tak zakręcony, że mało kto potrafił go obejrzeć ze zrozumieniem do końca. No i teraz Francois Ozon i jego „Angel”. Szkoda. </p><p id="ocena"> Moja ocena: 5/10</p>