Bracia (Brothers), USA 2009
Nie miałem okazji zobaczyć duńskiego pierwowzoru tego filmu, ale widząc, że za reżyserię odpowiada Jim Sheridan, twórca takich filmów jak „Krwawa niedziela”, „Moja lewa stopa” czy też „W imię ojca”, zdecydowałem się nie przejmować faktem iż jest to remake – a więc gorsza wersja dobrego pomysłu – i pójść do kina. I warto było. „Bracia” to kawałek naprawdę interesującego kina, które może nie jest idealne i parę razy idzie na skróty dla osiągnięcia lepszego efektu końcowego, ale cóż. Patrząc na to co nam oferują kina aktualnie, to nie można być aż tak wybrednym. Nawet jeśli zwiastun filmu zapowiadał mało interesujący dramat rodzinnego trójkąta…
A propos zwiastuna. Dawno już w moich kinowych doświadczeniach nie zdarzyło się tak, że wprowadził mnie on w błąd i nie zauważyłem, że pokazuje coś innego niż film. A tutaj tak było – i na dodatek nie przeszkadzało mi to. Bo chyba to co zostało przedstawione w filmie jest bardziej zbliżone do rzeczywistości. Co też można zapisać na plus filmu. Hmm, już kilka plusów na koncie filmu jest, a ja jeszcze tak naprawdę nie zacząłem o nim pisać…
A sam film? Kawałek naprawdę interesującego i wciągającego kina psychologicznego. I w dodatku zrealizowanego bez zbytniego wykorzystania efektów specjalnych, co nie jest takie częste jeśli chodzi o pierwszoligową produkcję rodem z Hollywood. W „Braciach” pierwsze skrzypce gra trio aktorskie: Jake Gyllenhaal, Tobey Maguire i Natalie Portman. Co prawda ciężko uwierzyć jest że człowiek o wyglądzie i spojrzeniu tego pierwszego mógłby kiedykolwiek obrabować bank, ale poza tym w emocje przekazywane nam przez bardzo łatwo idzie uwierzyć – i co za tym idzie łatwo jest wciągnąć się w akcje opowieści. Szczególnie, że nie jest ta sytuacja aż tak odległa od tego co może się również dziać u nas. W końcu jesteśmy aktywną stroną konfliktu w Afganistanie i chyba tylko kwestią czasu jest, jak któryś z naszych żołnierzy po powrocie do domu nie będzie potrafił się przestawić na pokojowy tryb współistnienia…
Jeśli miałbym mieć uwagi do czegokolwiek w tym filmie, to jest to niepotrzebna moim zdaniem część afgańska opowieści. Nie pokazuje do końca dlaczego tak zmienił się bohater grany przez Tobey’a Maguire’a, a tylko częstuje nas czarno-białymi obrazkami pod tytułem „my-dobrzy, oni-źli”. No i też troszeczkę odciąga uwagę widza od tego co dzieje się pomiędzy wdową a bratem. A to są świetne sceny, gdzie oboje muszą przystosować się do zmienionych okoliczności – ale nie za bardzo wiedzą jak…
Moja ocena: 8/10