Debiutanci (Beginners), USA 2010
Bardzo zaskakujący film. Z zapowiedzi wygląda da kolejny film opowiadający o zakłamanych rodzinach i współczesnych niedojrzałych emocjonalnie 40-latkach. A sam film jest zaskakująco ciepły, sympatyczny i nie próbuje wykorzystać w łatwy sposób bardzo kontrowersyjnych tematów, jakimi bez wątpienia są gejowskie związki czy też ukrywanie swoich preferencji w małżeństwie. Tutaj udało się to wpleść w zwykłą historię o trudnym poszukiwaniu prawdy o sobie i w historię miłosną.
Film napisał i wyreżyserował Mike Mills – jest to ponoć historia oparta na jego własnej, tak więc nie dziwi, że nie odbiera się w niej żadnych fałszywych nut. Nawet jeśli została ona na potrzeby Hollywoodu odpowiednio udramatyzowana. Kojarzę tego reżysera z jego pełnometrażowego debiutu, czyli „Thumbsucker” z 2005 roku. Z tego co pamiętam to również wtedy opowieść koncentrowała się na mającym problemy emocjonalne młodzieńcu. I też, pomimo dużo większego stopnia lekkości opowiadanej historii, udało się twórcom przejść przez nią bez tracenia sympatii widza do głównego bohatera. Trzeba zwrócić uwagę w przyszłości na tego reżysera.
Wracając do „Debiutantów”. Ogromnym atutem tego filmu jest ciepły humor z jakim zostali potraktowani główni bohaterowie. Bardzo łatwo można było w tej historii skoncentrować się na wyolbrzymianiu wad i słabostek postaci, a każda z nich ma kilka naprawdę interesujących. W filmie są oni sympatyczni, a te wspomniane wcześniej słabości dodają uroku a nie napędzają akcję filmu. Szczególnie miło się to ogląda gdy na ekranie się widzi takich aktorów jak Ewan McGregor czy Christopher Plummer. Szczególnie ten drugi ma trudną rolę do udźwignięcia, pokazują swojego bohatera od nowo-odzyskanej wolności, poprzez chorobę aż po bardzo godną śmierć.
Nie spoleruję tym stwierdzeniem wcześniej, bowiem o tym wydarzeniu dowiadujemy się na samym początku filmu. Chronologia przedstawionych wydarzeń jest dość dowolna, co dość modne w filmach ostatnio, ale w przeciwieństwie do znaczącej większości z nich, nie jest to tylko zabieg formalny mający udziwnić opowiadaną historię. W „Debiutantach” takie poplątanie planów czasów wcale nie przeszkadza ani nie komplikuje odbioru, nawet stanowi dobre uzupełnienie wciągającego toku opowieści. No i dzięki temu nie ma potrzeby zastanawiania się co będzie dalej – można spokojnie dać się wciągnąć w fabułę…
Moja ocena: 7/10