Gry wojenne (War games), Polska 2008
Temat tego filmu zapowiadał się bardzo interesująco – bowiem dotyczy on postaci wobec której mało kto może przejść obojętnie. Dla wielu jest to bohater samotnie walczący z komunizmem, dla innych zdrajca, który sprzedał ojczyznę. Pamiętając o wcześniejszych dokonaniach twórcy filmu, i jego obsypanego nagrodami „Fotoamatora” można się było spodziewać dokładnego ujęcia temu i w miarę bezstronnej próby przedstawienia postaci „Jack Stronga” (a taki pseudonim przybrał pułkownik Kukliński podczas współpracy z CIA), jej historii i motywów. Tymczasem tuż przed rozpoczęciem produkcji główny bohater umiera, i zostawia dokumentalistę z prawie pustymi rękoma po kilku latach przygotowań. W tym momencie posypała się cała koncepcja filmu i najwyraźniej autor nie był w stanie jest pozbierać do końca realizacji. Bowiem na ekraniem możemy śledzić banalny dokumencik, którego tematu nie jesteśmy pewni do końca. Bowiem z jednej strony głównie mówi się o szpiegu/bohaterze, ale z drugiej motywem przewodnim jest Reżyser Który Podąża Z Urną Przez Świat I Nie Wie Co O Tym Wszystkim Myśleć.
Pierwszy temat jest potraktowany strasznie pobieżnie. Amerykanie wypowiadają się w samych superlatywach o swoim szpiegu, mówiąc o tym, że uratował świat przed III wojną światową, a przedstawiciele dawnego Układu Warszawskiego zastanawiają się jak to możliwe, że taki oficer zdradził i dość jednoznacznie sugerują, że oficjalna historyjka rozpoczęcia współpracy i jej motywy mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Te dwa różne poglądy są znane od dawna i ich kolejne przypominanie mogłoby mieć sens tylko i wyłącznie wtedy, gdyby stanowiły punkt rozpoczęcia głębszych poszukiwań przez filmowca. A nie są – wywiady z dawnymi współpracownikami i prowadzącymi są miłe, grzeczne i kompletnie bezpłciowe. Najlepszym przykładem zmarnowania szansy na jakiś lepszy film jest pytanie o czy synowie pułkownika zginęli w wypadkach. Widać, że amerykańscy rozmówcy nie wierzą w to co odpowiadają. Ale dokumentalista nie idzie dalej i ich nie przyciska, ani nie próbuję rozgryźć okoliczności. Zapewne warunkiem uzyskania pozwolenia na rozmowy z byłymi oficerami wywiadu było zbytnie nie grzebanie się w podejrzane przeszłości. Ale w takim razie po co te wywiady, skoro dostajemy tylko oficjalne formułki?
Drugi temat powoduje, że film zaczyna być troszkę żenujący. Reżyser podróżuje do swoich rozmówców wraz z urną z prochami – owiniętą polską flagą. Przez dużą część filmu wydaje się, że spełnia ona rolę takiej nabitej strzelby z pierwszego aktu. I przy każdej rozmowie człowiek się zastanawia kiedy zostanie użyta i w jakim celu. Szczególnie że towarzyszy jej pełna patosu i przekonania o własnej wielkości narracja reżysera opowiadająca o jakiejś misji którą dla niego jest to wożenie prochów. A tu się okazuje, że twórca był taksówkarzem i jedyne co z tą urną zrobił to przewiózł przez Atlantyk. Tylko po co tyle podbijania bębenka?
I chyba największy feler tego filmu – czyli komputerowe wstawki mające, chyba, dokładnej uzmysłowić widzowi co mówią rozmówcy autora. Chyba, bo nie jestem do końca przekonany po co one są. Ponieważ tematy rozmów są grzeczne, banalne i oczywiste, to takie przykładowe dodatkowe pokazywanie sylwetek czołgów i żołnierzy przechodzących przez Polskę z ZSRR na zachód tylko rwie tempo narracji filmu. Na dodatek jest to pokazane w postaci animacji komputerowej rodem z kiepskich gier z końca poprzedniego stulecia, to bardziej śmieszy niż wzmaga napięcie. A jak pokazało przerobienie zdjęć archiwalnych na pseudo3d – twórcy filmu potrafią się posługiwać technikami komputerowymi i wiedzą jak je użyć by pozytywnie wpłynąć na jakość filmu.
<p id=”“ocena””> Moja ocena 3/10</p>