Hanna, USA 2011

Poszedłem na ten film troszeczkę zaintrygowany zwiastunem, a troszkę przez osobę reżysera. Zwiastun zapowiadał „zwykły” film akcji, nie wymagający zbytniego myślenia, a akurat tego dnia miałem fantazję na tego typu rozrywkę. Reżyserem tego filmu jest Joe Wright, wcześniej odpowiedzi elany za takie filmy jak „Pokuta” czy też najnowszą ekranizację „Dumy i uprzedzenia”. Które to filmy pokazały że potrafi dać sobie radę z interesującym scenariuszem i tworzy ciekawe filmy. W dodatku za muzykę w tym filmie odpowiadali The Chemical Brothers, więc to też zachęcało do spędzenia odrobiny czasu w ciemnej i dodatkowo klimatyzowanej Sali.

A tymczasem okazało się, że tak jak to zwykle w amerykańskich filmach bywa – zwiastun jest mocno mylący. Bowiem nie do końca jest to film akcji. Dużo bardziej można powiedzieć że rzecz jest o dojrzewaniu i kosztach wyborów jakie dokonujemy próbując odnaleźć prawdę o sobie i swoją drogę. Czyli coś bardzo podobnego do wspomnianej wcześniej „Pokuty”, tylko podanej w zupełnie innym sosie, z kilkoma scenami pościgów, bijatyk i litrem rozlanej krwi. I niewiele więcej poza tym wnoszącym do tematu. Czyli nie warto jednak było iść na ten film – lepiej sobie powtórzyć wcześniejsze filmy Joe Wrighta.

Wspomniałem wcześniej o tym, że za muzykę do tego filmu odpowiedzialni są The Chemical Brothers. I niestety tutaj też spotkało mnie rozczarowanie, ale zapewne wynikające z moich oczekiwań niż z samej muzyki. Spodziewałem się bowiem, że oprawa dźwiękowa tego filmu zapadnie mi w pamięć – nie mówię, że na długo, ale chociaż troszkę po wyjściu z filmu będę o niej pamiętał. Niestety, ale już chwilkę po wyjściu z kina nie byłem w stanie sobie przypomnieć czegokolwiek ze ścieżki dźwiękowej. Co z jednej strony dobrze o niej świadczy, skoro nie zdominowała obrazu i tylko stanowiła tło – ale też nieczęsto mi się zdarza bym kompletnie jej nie pamiętał niedługo po zakończeniu seansu. Chociaż, może gdybym był ich fanem, to i zwróciłbym większą uwagę na ten element.

Przychodzą mi do głowy dwa pozytywy tego filmu, i jedna patriotyczna refleksja. Po pierwsze, bardzo ładna i interesująca jest strona wizualna filmu. Długie ujęcia i, szczególnie w początkowych scenach, piękne okoliczności przyrody – przyjemnie się ogląda i to właśnie na nich się uwaga widza koncentruje. Po drugie, całkiem interesująco rozwija się aktorsko Saoirse Ronan. Kolejny film po „Nostalgii anioła” w którym ciężar rozwoju opowieści na niej spoczywa i ponownie daje sobie z tym radę. Mniejsza o to, że znowu film jest średnio interesujący. I czas na refleksję patriotyczną – miło, że amerykańscy filmowcy maja takie wysokie mniemanie o poziomie zabezpieczeń w Polonezie w przypadku zderzeń czołowych, jak dla mnie to pasażerowie raczej nie wyszliby o własnych siłach…

Moja ocena: 4/10