Hannah Montana. Film (Hannah Montana The Movie), USA 2009
Ja wiem, że dziwny jest to wybór filmu dla dorosłego faceta – ale pogoda za oknem kiepska, w kinie nic innego nieznanego nie grali, a i trzeba być w miarę na bieżąco z tym co modne wśród młodzieży. I, o dziwo, aż tak źle spędzony czas to nie był. Oczywiście nie jest to żadne wykwintne danie, ale – trzymając się kulinarnej terminologii – raz na jakiś czas można sobie na pizze pozwolić. Co prawda nadal nie rozumiem za bardzo dlaczego jest to taki fenomen wśród nastoletnich panienek, ale jak pokazuje podobne niezrozumienie dla „High School Musical” – najwyraźniej nie mam odpowiednich doświadczeń by się wczuć w widza Rego typu produkcji…
Pierwszym krokiem jaki powinno się zrobić przy oglądaniu tego filmu jest wyłączenie wyższych funkcji mózgu, bowiem logika nie jest zbyt dużym atutem tego filmu. Ale można zrozumieć, że bycie taką słynną piosenkarką w nocy a normalną uczennicą w dzień jest dzisiejszym ekwiwalentem marzeń o księżniczce i rycerzu na białym koniu. Tylko dlaczego nikt jakoś nie wpadł na to, że skoro publicystka tajemniczej gwiazdy regularnie odwiedza jakąś dziewczynkę w szkole – to coś w tym musi być. No i to znane choćby ze „Spidermana 2” zbiorowe milczenie na temat podwójnej tożsamości bohatera… Ale, widocznie jest to bajka na miarę naszych czasów.
Ale też musze się przyznać, że w jednym miejscu mnie film mocno zaskoczył. Pod koniec, kiedy bohaterka zdobywa się na wyznanie, że ma już dość tego udawania, tej rozdwojonej osobowości, chce skończyć z tym – ale nie pozwalają jej na to. Ani fani, ani przyjaciele, ani nawet rodzina. Wszyscy zainteresowani są tylko tą sztuczną drugą osobą, a dla prawdziwej nie ma już miejsca. Oczywiście, jest to podane w bardzo lekki sposób i zapewne mało kto z nieletniej widowni to zauważy. Ale ten moment dramatu głównej bohaterki jest chyba najmocniejszym punktem tej opowieści. I patrząc na to nieszczęście człowiek przestaje się dziwić takim historiom jak dorastanie Drew Barrymore, naznaczone uzależnieniami i odwykami, kiedy osoba młoda i nieukształtowana jest przez dorosłych opakowana w coś kompletnie innego – i nie ma jak się z tego wyrwać. I chyba taka przyszłość czekała by Miley, gdyby była realną osobą.
O muzyce w tym filmie nie chciałbym się wypowiadać, bo nie jest to mój ulubiony gatunek i jakoś nie przepadam za tworami wymyślanymi przez grupy autorów i rozpisanymi na więcej tancerzy niż muzyków – ale już utwór grany tylko na samej gitarze, chociaż pewnie przepuszczony przez te ichniejsze magiczne maszyny do cudownego poprawiania głosu dźwięku i wszystkiego innego, całkiem mile się słuchało.
Moja ocena: 6/10