Janosik. Prawdziwa historia, Czechy/ Polska/ Słowacja/ Węgry, 2009
Film rodził się w ogromnych bólach związanych z niedopinającym się budżetem. I chyba troszkę to widać w tym obrazie. Bowiem początkowo miał się on koncentrować na historii dwóch zbójników – tytułowego Janosika i jego przyjaciela, ale też i mentora, Tomasa Uhorczika. W międzyczasie pomysł się troszkę zmienił i ta druga postać została wykreślona z tytułu i chyba troszkę również z filmu. Przez to pojawia się i znika w przeciągu całej opowieści, czasem będąc dużo ważniejszą postacią niż sam Janosik. Ale najważniejszych rzeczy o ich znajomości się nie dowiadujemy. Bo nie wiemy dlaczego zdecydował się tytułowy bohater pomóc w ucieczce z więzienia, która jest jednym z punktów zawiązujących całą opowieść. W sposób bardzo ograniczony pokazany jest proces jaki stał za namówieniem przez Uhorczika Juro do przejęcia po nim schedy.
Ale to może być w równym stopniu spowodowane sposobem pokazania samego Janosika w tym filmie. A jest on pokazany w sposób mocno odheroizowujący postać tego zbójnika. W Polsce jest ona utożsamiana z serialem z lat siedemdziesiątych, gdzie był on mężczyzną wręcz kipiącym testosteronem i wręcz idealnym dowódcą i żołnierzem. A tutaj jest to facet pasujący dużo bardziej do współczesnego metroseksualizmu – z ogoloną klatą – niż osiemnastego wieku. Który na dodatek jest niemającą własnego zdania chorągiewką na wietrze. Jak mu kazali zostać hersztem – został. Jak mu rabowany powiedział że ma tak kiepskie życie że rabunek tego nie zmieni – to go puścił. Jak zobaczył że będąc rozbójnikiem najprawdopodobniej skończy na torturach – to się załamał. Jak mu baba powiedziała że to nie rozwiązanie – to je porzucił. I taki ktoś ma być legendą? W dodatku nie wiadomo skąd jest mistrzem strzelania, szermierki i szatan jeden wie jeszcze czego. Z którym zresztą nasz Jura pertraktuje jak równy z równym.I pod tym względem jest to sprowadzenie mitu na poziom ziemi. Tylko w taki mit nikt nie uwierzy. I szybko przepadnie w mrokach historii...
Właściwie jedyną postacią jaką się zapamiętuje po seansie jest Huncaga. Michał Żebrowski potrafi z tej dość dobrze naszkicowanej postaci wyciągnąć ludzkie oblicze. Może nie na tyle by z nią sympatyzować, ale można zrozumieć powody dla których staje się motywem sprawczym wydarzeń z drugiej części filmu. Inną rzeczą która pozostaje w pamięci po tym filmie jest praca operatora. Prawie przez cały czas jest ona w ruchu, śledząc bohaterów i wraz z nimi wchodząc w akcję. Co prawda powoduje to iż przy bardziej dynamicznych scenach niewiele jest widać – ale to jest ostatnio modny sposób kręcenia na całym świecie – więc można to zrozumieć. Tylko czy tak niewiele powinno się pamiętać z filmu będącego próbą zmierzenia się z mitem, na którym wychowało się ładnych kilka pokoleń...
Moja ocena 5/10