Katyń, Polska , 2007

Ale wróćmy do meritum. Andrzej Wajda nakręcił film idealny. Idealny do zapowiadanych lekcji wychowania patriotycznego. Idealny do puszczania każdej rocznicy napaści ZSRR na Polskę. Ale jako zwykły film kinowy wyszedł naszemu laureatowi Oscara średnio, by nawet nie powiedzieć słabo. I dlatego, oczywista z wielu względów, decyzja o wysunięciu tego obrazu jako naszego kandydata do przyszłorocznej edycji nagród Akademii, jest bezsensowna. Znowu bowiem wysyłamy film który poza naszym polskim piekiełkiem będzie niezrozumiały i niezbyt ciekawy. Jest w nim wszystko co być powinno - oczywiście z obowiązkowymi wyjątkami - naziści są źli i biją staruszków, sowieci barbarzyńscy i robią sobie z naszej flagi onuce, a my jesteśmy wspaniali. Nawet więcej, Wspaniali przez duże W. I jacy różnorodni. Albo służymy ojczyźnie (a na propozycje ucieczki reagujemy „Ojczyźnie też przysięgałem”), albo cierpimy za miliony (po pustym i niepotrzebnym geście „Niemcy pięć lat próbowali [mnie złamać]”), a nawet jeśli okażemy chwilę słabości i damy się ponieść instynktowi przetrwania to zjedzą nas wyrzuty sumienia, schlejemy się, nagadamy wszystkim równie słabym i na koniec palniemy sobie w łeb. Skądś to znajome? Parafrazując jednego ze scenarzystów tego film: Czasy się zmieniają, a ciągle Polska Chrystusem narodów.

I właśnie poprzez takie podejście, edukacyjno-łopatologiczne kompletnie zawiodła mnie najważniejsza scena tego filmu. Scena, która powinna przejść do historii naszej kinematografii. Powinna, ale nie przejdzie, bowiem wiedząc o ważności finalnego aktu, czyli rozstrzeliwania oficerów, autorzy za bardzo to pokazać. Stąd rozstrzelanie generała pokazane jest w inny sposób niż większości jego podkomendnych - żeby widz mógł dowiedzieć się, że rozkaz przyszedł od samego Generalissimusa. A że ta metoda pozbywania się jeńców nie jest zbyt efektywna, więc mamy drugą scenę ze Żmijewskim (swoją drogą ciekawe, skąd wiedział, że to całe Wygwizdowo znajduje się 402 km od Moskwy?) i Małaszyńskim. A tam jest reszta ważnych rzeczy: bezduszni oprawcy, oficerowie idący na śmierć z modlitwą na ustach i odpuszczający winy, jest również krew odpowiednio ochlapująca kamerę, no i oczywiście dziesiątki ciał w oficerskich mundurach. Ale niby wszystko jest jak powinno, ale zakończenie filmu nie robi takiego wrażenia na widzach jak powinno. Przepraszam za porównanie, ale twórcy zachowali się niczym twórcy kiepskiego horror i zamiast straszyć niedopowiedzeniami, straszą pojawieniem się na ekranie potwora i głośną muzyką. IHMO dużo większe wrażenie zrobiłaby scena z (dajmy na to ) samym Żmijewskim w więźniarce, słyszącym umierających ludzi i strzały, a następnie krótko: wyciągnięcie z ciężarówki, rzut oka na dół z ciałami, strzał i ciemność.

No ale nie wszystko w tym filmie jest kiepskie. Wreszcie chyba doczekaliśmy się polskiego filmu z porządnie wykonaną postprodukcją. O ile najczęściej piętą achillesową naszych produkcji jest udźwiękowienie, to tutaj nie jest to problemem. Jeszcze lepiej wyglądają zdjęcia. Cyfrowa obróbka (pierwszy europejski film w technologii 4K) powoduje, że zdjęcia wyglądają fantastycznie, łącznie z ujęciami archiwalnymi (chyba?).

„Katyń” jest filmem który wypada, czy też powinno się, obejrzeć. Ale nie jest to film przed którym należy padać na kolana.

Moja ocena 4/10