Klip, Serbia 2012
W ostatnim czasie jakoś często mam okazję oglądać filmy mające ambitny pomysł opisania bolączek dzisiejszej młodzieży. Niestety, ale znacząca większość z nich jest porażką. Za każdym razem twórcy wpadają w pułapkę stereotypów – nie wystarczy pokazać narkotyków, seksu i braku poszanowania dla rodziców by postawić diagnozę społeczną. Poległ na tym rosyjski „Nie kocham Cię”, polski „Bejbi blues”, z trudem obroniła się (ale bardziej dzięki dobremu aktorstwu i ciekawie zarysowanym postaciom drugoplanowym) niemiecka „Słodka trzynastka”. I tak samo poprzez pójście na łatwiznę poległ serbski „Klip”.
Tak na dobrą sprawę omawiany tutaj film ma tylko jedną zaletę. Chociaż – to, że ani złotówki na to dzieło nie zmarnował Polski Instytut Sztuki Filmowej, to chyba też jest zaleta. Ale poważniej mówiąc, jedynym plusem tego filmu jest zakończenie. Nie takie łatwe, proste i oczywiste – jakby sugerowało kilka scen tuż przed nią (sierociniec i impreza na której główna bohaterka się spija do nieprzytomności), ale takie pasujące do osobowości Jasnej. No i do jej wieku. Posiłkując się cytatem z Sapkowskiego: „młode toto… głupie…”
Twórczyni tego filmu Maja Milos najwyraźniej kiedyś usłyszała, że modne wśród twórców filmów tzw. artystycznych jest pokazywanie męskiej nagości. I przez rok czy dwa w każdym ambitniejszym filmie mogliśmy się na taką scenę natknąć. Najwyraźniej jednak reżyserka zdawała sobie sprawę że ta moda już minęła i postanowiła pójść krok dalej, by z jednej strony pokazać jak bardzo ambitny to film jest, a z drugiej uzyskać odpowiedni rozgłos. I dzięki temu w filmie mamy tyle obrazków nabrzmiałych męskości ile w solidnej długości filmie pornograficznym. Szkoda tylko że nie ma, poza wcześniej wymienionymi, żadnych powodów dla których trzeba by było się posuwać do takich środków. Bo to jak bardzo nie ma innego pomysłu na wzbudzenie zainteresowania swojego lubego niż seks widać bez potrzeby demonstrowania widzom szczegółów fetallio. Tak samo jak pozycję w związku widać po kilku scenach „codziennych”, nie trzeba do tego pokazywać oblewania twarzy czy brzucha spermą. No chyba że ktoś uważa że jest to dowód na największe upodlenie drugiej osoby…
Rozpisałem się, więc dalej będzie w skrócie. Przez cały film oglądamy równie stereotypowe co nudne sceny picia i ćpiania – które nic nie dają poza pokazaniem jak ta dzisiejsza młodzież nie ma wartości, poza tym jest obowiązkowe przedstawienie braku wartości dzisiejszych małolatów (czyli to jak się zachowuje Jasna wobec matki). No i oczywiście musi się pojawić kompletny brak myślenia – czyli rejestrowanie kamerą demolowania i podpalenia szkoły.
Chyba jedynym pomysłem, dzięki któremu można jakoś przetrzymać ten film to zwrócenie uwagi na to jak bardzo podobne są matka i córka. Niby ta druga stara się za wszelką cenę odróżnić i oddalić od matki – ale schemat bycia służącą i osobą podległą w związku zaczyna powtarzać co do joty.
Moja ocena: 3/10 (ok, główna bohaterka może i jest głupia, ale za to ładnie się na nią patrzy...)