Kocha, lubi, szanuje (Crazy, stupid, love), USA 2011

Te osoby które czytują od czasu do czasu moje teksty, wiedzą że mam słabość do komedii romantycznych. Tak, jest to coś w rodzaju „guilty pleasure” – bo wszyscy wiedzą jak się skończy film, i przez jakie meandry fabuły zostaniemy przeciągnięci przez twórców. Ale nie o to chodzi przecież by być zaskakiwanym czy też dowiadywać się jakiś wstrząsających informacji o ludzkiej psychice. Tylko o czystą rozrywkę i przyjemność z seansu. Tak, wiem – przyjemność głównie dla płci pięknej która znana jest z umiłowania do romansów. Ale cóż, też mam swoje słabości i lubię czasem się wybrać na tego typu produkcję. Szczególnie jeśli jest tak dobrze zrobiona jak „Kocha, ludzi, szanuje”.

Ba, trzeba powiedzieć więcej, jest to jedna z najlepszych komedii romantycznych w ostatnich latach. Dobrze nakręcona, posiadająca interesujących bohaterów i umiejętnie łącząca stereotypowe elementy fabularne. Ba, nawet potrafiące w całkiem znośny sposób wkomponować zabrania rodem z telenoweli. Na tyle udanie, że błogo i troszkę bezmyślnie śledząc sobie akcję, zostałem troszkę zaskoczony w jednym miejscu. Co też należy uznać za spory plus filmu. Dobrym pomysłem twórców filmu jest zwiększenie ilości bohaterów, którzy uczestniczą w rozwoju fabuły na w miarę równych warunkach. Dzięki tej różnorodności nie jesteśmy znużeni zbytnio perypetiami głównego bohatera, bowiem co chwilkę czeka nas ucieczka w troszkę mniej „główny” wątek.

Z jednej strony może i troszkę szkoda, że twórcy filmu nie poświęcają pełnej uwagi postaci Steve’a Carella, który gra świetną rolę, ale też trzeba przyznać że cała obsada jest bardzo mocną stroną tego filmu. Zarówno Ryan Gosling jako podrywacz z nieprawdopodobnymi wręcz zdolnościami uwodzenia i posągową klatą jak i Emma Stone czy Julianne Moore. Każde z nich przyjemnie się ogląda i sympatyzuje z ich bohaterami. Nawet mający niewdzięczną rolę jedynego w tej opowieści czarnego charakteru Kevin Bacon bardziej jest uroczo pocieszny niż wywołujący negatywne emocje.

Kolejne lato się kończy więc warto sobie troszkę ogrzać jesienny nastrój właśnie tym filmem – który jest ciepły miły i pozostawia widza w bardzo przyjemnym nastroju po seansie. A dokładnie tego wymaga się od komedii romantycznej. Cóż więcej chcieć?

Moja ocena: 8/10